niedziela, 21 grudnia 2014

Czwarta Niedziela Adwentowa


Od dwoch tygodni sypiam po 3-4 godzinny w nocy, bo chronicznie brakuje mi czasu. Porzadki w domu, ubieranie choinki, sklep, zamowienia, wysylanie paczek, pisanie kartek swiatecznych, dostawy karpia, cheba, ciasta, pierogow, garmazerki, spozywki, zakupy do domu, szukanie prezentow, przygotowanie potraw, pieczenie pierniczkow, niedziele handlowe, wyjazdy do hurtowni, dlugie godziny sprzedazy, pozne powroty do domu, wczesne wstawanie, gdy dzwonia dostawcy, ze juz sa przed sklepem... mozna od tego zwariowac. Czasami chodze jak zombi, ale to wszystko jeden raz do roku. Mozna by bylo tego uniknac, pojsc na latwizne, ale po co sie obdzierac z niesamowitych wrazen? Bo czas Adwentu to wlasnie ta swiateczna bieganina, szarpanie nerwow, niedospanie, niedojedzenie, by wreszcie jak zaswieci ta "pierwsza gwiazdka" usiasc do stolu, podzielic sie oplatkiem, pokoledowac, powspominac i cieszyc sie tym wszystkim, o co tak nerwowo zabiegalismy. Przy Swiatecznym stole odchodzi gdzies zmeczenie, stres, nerwowka i zmartwienia. Choinka cieszy oczy, pieknie wysprzatany dom pachnie czystoscia, pyszne jedzonko na swiatecznym stole daje poczucie spelnienia. Zrobilo sie cos dla nas samych, dla naszego domu. Swietujemy nie tylko przyjscie Dzieciatka Bozego, ale rowniez zmaganie sie z naszymi codziennymi problemami. Zyjemy w trudnych czasach, a Swieta pozwalaja nam zapomniec na kilka dni o trudnosciach dnia codziennego. Swieta nas na chwile zmieniaja, stajemy sie troszke lepsi, i to tylko od nas samych zalezy, czy zechcemy takimi pozostac caly kolejny rok. Kocham ten zwariowany przedswiateczny czas, bo wlasnie wtedy czuje sie, ze nie ma nudy, monotoni, a zycie nie uplywa bezsensownie. Szkoda, ze tylko jest tak tylko jeden raz w roku...


Szkoda

Kiedy choinka, leśna dama,
Włoży już swoje stroje,
A w kuchni ciasto piecze mama,
Aż pachnie na pokoje,
Wszystkich ogarnia podniecenie,
Nas i sąsiadów z bloku…
Szkoda, że Boże Narodzenie
Jest tylko raz do roku.

A pod choinką dobry święty,
Co ma brodzisko mleczne,
Podarki składa i prezenty
Dla dzieci, tych, co grzeczne.
Dzieci radują się szalenie
Wśród pisków i podskoków…
Szkoda, że Boże Narodzenie
Jest tylko raz do roku.

A kiedy w końcu mama prosi
Do stołu, bo nakryte,
To jakby anioł się unosił
Nad nami pod sufitem.
Za gardło chwyta nas wzruszenie
I łezkę mamy w oku…
Szkoda, że Boże Narodzenie
Jest tylko raz do roku.


Ludwik Jerzy Kern

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Z cyklu: Świąteczne opowiadania


Śnieżyca

Był kiedyś człowiek, który nie wierzył w Boga i nie obawiał się głośno wyrażać swego zdania na temat religii. Miał żonę, która mimo jego pogardliwych komentarzy usiłowała wychować dzieci w wierze chrześcijańskiej. W któreś śnieżne Święta Bożego Narodzenia kobieta zabrała dzieci do kościoła. Zachęcała i jego, lecz on powiedział: „Już wiele razy słyszałem, że Jezus urodził się w Betlejem!” I pozostał w domu.Tymczasem na dworze rozpętała się silna śnieżyca. Człowiek ten usłyszał silne grzmotnięcie, coś uderzyło w okno jego domu. I znowu wyjrzał, lecz nic nie było widać ani na metr. Gdy trochę zelżało wyszedł zobaczyć, co mogło spowodować te uderzenia. Niedaleko domu, na polu zobaczył stadko dzikich gęsi. Widocznie były w drodze na południe, gdy zostały złapane przez śnieżycę. Zgubiły się i osiadły na jego farmie bez jedzenia i ochrony.
Machały skrzydłami i krążyły nisko wokół jego pola, na oślep i bez celu. Zdaje się, że kilka z nich uderzyło w jego okno. Zrobiło mu się ich żal i pomyślał, że stodoła byłaby teraz świetnym miejscem dla gęsi. Jest ciepła i bezpieczna, mogłyby przeczekać tam noc. Wyszedł więc i otworzył drzwi stodoły na oścież, lecz gęsi nadal trzepotały skrzydlami i lataly bez celu, zdawały się nie widzieć stodoły, ani tego, co dla nich znaczy. Wtedy usiłował zwrócić ich uwagę na siebie, lecz wystraszyły się i odleciały dalej. Poszedł więc do domu, przyniósł trochę chleba i okruchami wyznaczył drogę prowadzącą do stodoły. Gęsi nic. Człowiek denerwował się coraz bardziej, ominął je chcąc wypłoszyć je prosto do stodoły, lecz wtedy gęsi przeraziły się i rozbiegły na wszystkie strony. Nic nie było w stanie skierować ich do bezpiecznej stodoły. „Czy one nie rozumieją, że chcę im pomóc?” – pytał siebie. Pomyślał chwilę i zdał sobie sprawę z tego, że dzikie gęsi nie pójdą za człowiekiem. „Gdybym był gęsią, to mógłbym je uratować!” – pomyślał. Wtedy wpadł na pomysł. Wszedł do stodoły i wziąwszy na ramiona jedną ze swoich gęsi obszedł stado dzikich gęsi. Wówczas ją puścił. Gęś przeleciała prosto przez stado prosto do stodoły – wtedy i dzikie gęsi, jedna po drugiej podążyły za nią do bezpiecznego miejsca. Człowiek stał chwilę cicho, gdy nagle jego wcześniejsza myśl odezwała się ponownie: „Gdybym był gęsią, mógłbym je uratować!”. Wtedy przypomniał sobie swoje słowa do żony: „Dlaczego Bóg miałby chcieć być taki jak my? To śmieszne!” Nagle wszystko nabrało sensu: to właśnie uczynił Bóg! Byliśmy jak te dzikie gęsi, zgubieni i ginący. Bóg dał Swego Syna, który stał się takim jak my, by pokazać nam drogę i nas uratować! Taki więc był sens narodzin Chrystusa! W miarę, jak śnieżyca wyciszała się, jego dusza uspokajała się, i rozmyślała nad tą cudowną myślą. Zrozumiał dlaczego Chrystus przyszedł jako człowiek. Lata wątpliwości i niewiary zniknęły jak przechodząca burza. Padł na kolana i modlił się swą pierwszą modlitwą: „Dzięki Ci, Boże, że przyszedłeś w ludzkiej postaci i wyciągnąłeś mnie z mroku i burzy życia.”

Znalezione w sieci.

środa, 19 listopada 2014

Czy to bajka czy nie bajka, a ja jedno powiem Wam...

Kiedys, kiedy bylam jeszcze mala zawsze marzylo mi sie byc "dorosla", zeby szybciej wyjsc za maz za jakiegos Ksiecia na bialym koniu, ktory mial mnie znalezc, pokochac i zabrac do swojego krolestwa za siedmioma morzami, za siedmioma rzekami, i za siedmioma lasami. Po troszku sie to spelnilo, bo jak wiadomo Holandia jest Krolestwem...ale to juz inna bajka... a ja chce opowiedziec o moich bajkach, a wlasciwie basniach filmowych i nie tylko, ktore namietnie czytywalam i ogladalam. Taka jedna ukochana i ogladana sto tysiecy razy (szczegolnie w Boze Narodzenie) basnia jest film pod tytulem: "Trzy orzeszki dla Kopciuszka" - produkcji czecho-slowacko-niemieckiej. O tym filmie moglabym napisac kilku tomowe elaboraty , bo jest to najpiekniejsza basn EVER and never juz takiej nikt nie nakreci.
Przepiekna muzyka Karela Svobody, niesamowitego i nieodzalowanego kompozytora nadaje calemu filmowi niepowtarzalny charakter. Niemieckie stacje telewizyjne puszcaja te basn w Boze Narodzenie kilkakrotnie w ciagu tych swiatecznych dni. Okazuje sie, ze Czesi rowniez maja slabosc do ogladania tej bajki w Swieta. W ogole w niemieckich i czeskich stacjach telewizyjnych bardzo duzo emituje sie sfilmowanych basni, bo jak by nie bylo, oni w tym sie specjalizuja i sa the best. Kiedys takie bajki - basnie krecili rowniez Rosjanie, i przykladem moze byc tutaj "Dziadek Mroz" czy "Krolowa Sniegu", ale chyba odpuscili sobie, albo polska telewizja nie ma interesu zakupywania takich filmow, a szkoda, bo ja jestem namietna fanka takich filmow. Polacy pokochali "Kevina samego w domu", i bez tego filmu swieta dla nich nie istnieja. Co kraj to obyczaj... Od dluzszego czasu poszukiwalam przepiekna basn filmowa, ktora nakrecili pod koniec lat szescdziesiatych Rumuni. Ogladalam ja jako dziecko w kinie, a tytul pozostal mi na zawsze w glowie - "Kraina wiecznej mlodosci". Perelka, ktora uplasowalam na miejscu drugim w TOP3 moich ukochanych bajek. Dzisiaj aura na dworze sprawila, ze myslami powrocilam do dzieciecych lat, i przypomnialy mi sie czasy, kiedy mama krzyczala na mnie, bo ja do porannych godzin czytywalam ksiazki pod koldra, z latarka w reku. Przypomniala mi sie "Kraina wiecznej mlodosci", i google ruszyly cala para. Niestety, Polacy chociaz kiedys posiadali takie filmy z polskim dubbingiem, to jednak nie umieszczaja ich na swoich komputerach, i praktycznie nie mozna niczego znalezc. Natomiast udalo mi sie film dorwac na rumunskich stronach, i jupi! po tylu latach obejrzalam moja druga ukochana basn. Niewazne, ze w oryginalnym, rumunskim jezyku, niewazne, ze bardzo stare, ale powrocily wspomnienia i beztroskie czasy. Idac za ciosem wygooglowalam rowniez moja trzecia ukochana basn filmowa - "Krolewna w oslej skorce". Ha! uczta dla moich biednych, zmeczonych starczych oczu, ale radosc w sercu jak u dawnej kilkunastoletniej dziewczynki, ktora zyla marzeniami i swoimi ukochanymi ksiazkami.
Hmmmmm...jak mawiaja nasi poludniowi sasiedzi - to se uz nie vrati! - a szkoda, bo swiat wygladal wowczas calkiem piekniej.

wtorek, 11 listopada 2014

Jeszcze Polska nie zginela, poki my zyjemy...



Jestem bardzo ciekawa jak dzisiaj "prawdziwi" Polacy uczcza te dzisiejsze swieto narodowe, bo my na emigracji mamy wywieszone flagi, przy okazji zajadamy sie rogalami marcinowskimi, i nie zamierzamy kostkami brukowymi nikogo napierdaczac. Moze dlatego, ze setki kilometrow dziela nas od Ojczyzny, i codziennie za nia tesknimy?
Szanuje sie to, czego nam brakuje; dlatego kazdy Polak powinnien chociaz raz w zyciu wyjechac z kraju na dluzszy czas, zeby pozniej po powrocie docenic to, co mamy na codzien!
Wszystkiego dobrego dla wszystkich Polakow, ktorzy kochaja swoja Ojczyzne.


11 listopada


Kiedy nocą śpi scena, śnią maszyny huczne
I umilkły pioruny, burze, deszcze sztuczne,
Kiedy teatr bez widzów, jak kościół bez wiernych,
Jest tylko świętym domem tajemnic niezmiernych
Ci, co słońcem zrobili blask ramp migotliwy
I świat stworzyli bardziej niż życie prawdziwy,
Których wiecznie trwać będą miłość i cierpienie,
Schodzą się jako duchy i stają na scenie.
Was wzywam! Nasze bowiem słowa są ułomne
I nie dosyć są wielkie, i za mało skromne,
Nie dość żeśmy cierpieli, za mało walczyli,
Byśmy mogli cośkolwiek powiedzieć w tej chwili.
Ale ty, któryś poszedł za granicę świata
Wezwać pomsty na przemoc, co naród przygniata,
I słowa znalazł takie, żeś temi samemi
Od nas mówił do nieba, od nieba do ziemi,
I ty coś nie znał ziemskich pożądań marności,
Tylko cuda początku i słońce przyszłości,
Coś nad w grobie leżącą stał jak anioł złoty
I krew i łzy jej wszystkie przemieniał w klejnoty -
Wy mówcie! Ty, o którym nie wierzymy sami,
Jak to? On żył naprawdę i był między nami,
Ty, który w czas bez wiary i na wszystko głuchy
Przyszedłeś dać świadectwo, że są jeszcze duchy,
Patrz! Mroki się rozpierzchły i w otchłani giną,
Jakaś ręka spuszczoną targnęła kurtyną,
Konrada jakaś postać prowadzi bezglosa.
Kto to? Może robotnik albo dziewka bosa.
We wszystkich domach światła rozbłysły wśród nocy.
Uradujcie się w grobach, wolności prorocy!
Gdzie kat zaciskał stryczek wkoło dumnej głowy,
gdzie stała szubienica, jest krzyż Chrystusowy!
Płyniesz teraz przeszłości niewstrzymana falo!
Oto się nad Krakowem złote blaski palą,
Król Zygmunt milcząc patrzy, jak Wisła się wije,
I wtedy dzwon uderzył! Ten sam, co dziś bije!
Bij! I porwij nas w swoje chyboty ogromne,
Wołaj: "Bądźcie jak tamci, to was nie zapomnę,
A. wtedy ci, co przyjdą, gdy się wiek wasz prześni,
O was także pomyślą, słuchając mej pieśni,
A Ty, który jedyny możesz stać w tym dźwięku
I w Tobie jednym serce nie zadrży od lęku,
Bo kiedyś Ty go słuchał - to nienadaremno
I sam jeden powstałeś w niewoli noc ciemną,
Budź ospałych: niech głosem Twoim mówi cały
Tysiąc lat krwi i potu, i tej ziemi chwały,
I marzenia poetów, mogiły żołnierzy!".
Niech więc głowę pochyli, kto w cuda nie wierzy,
Ten, który umiał cierpieć, a radość go trwoży,
Kto nie stargał na szyi niewoli obroży,
I kto chce przyszłość wstrzymać, i kto przeszłość plami,
Niechaj wyjdą tą nocą. Bo dziś pod gwiazdami
Jakieś cienie po polach, po mieście się snują
I wśród płaczu padają. I ziemię całują.

Jan Lechoń

niedziela, 10 sierpnia 2014

Quo Vadis Polsko?


Sorry, ale musze to z siebie wyrzucic. Polacy to jeden z najwredniejszych i najobludniejszych nacji. Gdyby nienawisc mozna bylo sprzedawac na kilogramy, bylibysmy nabogatszym narodem na swiecie.

Jak mozna zerowac i opluwac kogos, kto juz od dawna nie zyje? W chwili smierci za Jana Pawla II modlil sie prawie caly swiat, w Polsce miasta wygladaly jak plonace pochodnie, ulice byly uslane kwiatami, prawie kazdy Polak plakal, wrogowie laczyli sie w bolu, i nagle 10 lat pozniej tyle jadu, tyle nienawisci wylewa sie na czlowieka, ktory mimo ciezkiej choroby robil to, w co gleboko wierzyl?!
Nie mowie, ze Kosciol byl i jest bez winy, ale qrwa mac, co to za moda zeby osoby publiczne tak po chamsku jechaly po Kosciele i jego wiernych? Pan Jakubik (bardzo go lubilam, ale stracilam do niego od wczoraj caly moj szacunek) zapomnial chyba, ze jeszcze wiecej zdegenerowania, pedofilii, i roznorakich zboczen jest w jego srodowisku artystyczno-celebrycko-muzycznym. I to nie tylko polskim! Widocznie jednak, jechanie po autorytetach i wartosciach, ktore cechuja ludzi wierzacych w Boga, jest teraz bardzo na topie. Pan Jakubik ma zagwaratowany rozglos w mediach na caly przyszly tydzien, od Gazety Wyborczej zaczynajac a na pudelkach i innych szmatlawcach konczac. No i na koniec ta "wspaniala" dyskusja i komentarze wybitnych srodowisk lewacko-prostackich, ktore nie zostawia przyslowiowej "suchej nitki" na oponentach, ktorzy z wypowiedzia Pana Jakubika sie nie zgadzaja. Pomniki Papiezowi stawialismy jeszcze za zycia, chociaz On wyraznie prosil, by tego nie robic. Nigdy nie byl obojetny na to, co inni nazywaja "zamiataniem pod dywan". Wystarczy poczytac jego Encykliki, a pozniej wyrazac opinie. Wstyd Polsko, wstyd. Mam cicha nadzieje, ze jednego dnia bedziecie zalowac tych krzywdzacych - swietego Jana Pawla II - slow.

href="http://www.pudelek.pl/artykul/69843/jakubik_o_janie_pawle_ii_zamiatal_pedofilie_pod_dywan/59/#comment_53e6cc1cf89a3f97778b4591">

piątek, 1 sierpnia 2014

70 lat Powstania Warszawskiego - Pamietamy!


W tym waznym dla naszej historii dniu, wpadly mi do reki wiersze wybitnych polskich poetow, a zarazm powstancow, ktorzy oddali swoje zycie w tym powstaniu. Gdyby zyli polska poezja bylaby jeszcze bardziej bogata, a ich autorzy moze wlasnymi slowami opowiadaliby nam o "tamtych czasach". Czesc ich pamieci...[*]...

Dziś idę walczyć - Mamo!

Dziś idę walczyć - Mamo!
Może nie wrócę więcej,
Może mi przyjdzie polec tak samo
Jak, tyle, tyle tysięcy

Poległo polskich żołnierzy
Za Wolność naszą i sprawę,
Ja w Polskę, Mamo, tak strasznie wierzę
I w świętość naszej sprawy

Dziś idę walczyć - Mamo kochana,
Nie płacz, nie trzeba, ciesz się, jak ja,
Serce mam w piersi rozkołatane,
Serce mi dziś tak cudnie gra.

To jest tak strasznie dobrze mieć Stena w ręku
I śmiać się śmierci prosto w twarz,
A potem zmierzyć - i prać - bez lęku
Za kraj! Za honor nasz!

Józef Szczepański "Ziutek" (1922-1944)


Elegia o ... [chłopcu polskim]

Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.

Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.

I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?

K.K. Baczyński 20 III 1944 r.

niedziela, 8 czerwca 2014

Niech zstąpi Duch Twój...


A czy Wy rowniez pamietacie te czasy, gdy w Zielone Świątki stroilo sie drzwi galazkami brzozy lub lipy? Moja mama zawsze tak robila, a pozniej my, gdy dorastalismy. Ach...znow sie rozpamietuje, ale to byl taki piekny zwyczaj, podobnie jak i strojenie okien w Boze Cialo. Te piekne Oltarze, ozdabiane zywmi drzewkami, tysiace kwiatow sypanie przez dziewczynki w bialych komunijnych sukienkach przed Monstrancja w trakcie procesji, wspolna modlitwa, zapach kadzidel, setki ludzi na rynku, a pozniej rodzinny swiateczny obiad i dlugie spacery nad Nysa. To se uz ne vrati, ale pozostanie na zawsze w pamieci. A z tymi wspomnieniami pozostana Ci...ktorych juz nie ma...

Milej Niedzieli i pieknych Zielonych Świątek dla wszystkich moich przyjaciol i znajomych.

Zielone Świątki

Przyniesiemy tataraku z jeziora,
żeby dom ustroić na Zielone Świątki w porę.
Postawimy białe brzózki
obok bramy koło dróżki
i u drzwi do dwora.
(...)
A jak zejdzie wczesnym rankiem Duch Święty,
znajdzie wszystko ogarnięte, sprzątnięte,
znajdzie wszędzie – umajone,
będzie bardzo ucieszony
Duch Święty.

Kazimiera Iłłakowiczówna

niedziela, 18 maja 2014

70 lat minelo... od Bitwy o Monte Cassino


"Czerwone maki na Monte Cassino"

Czy widzisz te gruzy na szczycie?
Tam wróg twój się kryje, jak szczur!
Musicie! Musicie! Musicie!
Za kark wziąć i strącić go z chmur!

I poszli szaleni, zażarci,
I poszli zabijać i mścić!
I poszli jak zawsze uparci!
Jak zawsze za honor się bić.

Czerwone maki na Monte Cassino,
Zamiast rosy piły polską krew…
Po tych makach szedł żołnierz i ginął,
Lecz silniejszy od śmierci był gniew!

Przejdą lata i wieki przeminą,
Pozostaną ślady dawnych dni!…
I wszystkie maki na Monte Cassino
Czerwieńsze będą, bo z polskiej wzrosną krwi!

Runęli przez ogień straceńcy!
Niejeden z nich dostał i padł…
Jak ci, z Samosierry szaleńcy!
Jak ci, spod Rokitny, sprzed lat!

Runęli impetem szalonym
I doszli!… I udał się szturm!
I sztandar swój biało-czerwony
Zatknęli na gruzach, wśród chmur!

Czy widzisz ten rząd białych krzyży?
To Polak z honorem brał ślub!…
Idź naprzód!… Im dalej… Im wyżej…
Tym więcej ich znajdziesz u stóp!

Ta ziemia do Polski należy,
Choć Polska daleko jest stąd,
Bo wolność… krzyżami się mierzy!
Historia ten jeden ma błąd!

Pieśń Czerwone maki na Monte Cassino powstała w nocy z 17 na 18 maja 1944 roku, na kilka godzin przed zdobyciem klasztoru w siedzibie Teatru Żołnierza Polskiego przy 2 Korpusie Sił Zbrojnych w Campobasso, gdzie artyści występowali dla 23 Kompanii Transportowej. Autorem słów był Feliks Konarski (znany pod pseudonimem artystycznym Ref-Ren), żołnierz 2 Korpusu, przed wojną śpiewak operetkowy i kompozytor piosenek.
W czasach PRL-u pieśń oficjalnie nie istniała, w najgorszych latach stalinowskich jej śpiewanie było zakazane. Jednak Polacy doceniali jej wartość- ilekroć usłyszeli jej melodię, stawali na baczność, a mężczyźni zdejmowali czapki. Oddawali w ten sposób hołd bohaterom, o których władze zabraniały mówić. Męstwo żołnierzy miało być zapomniane, a ich wodza- gen. Andersa ośmielano się nazywać zdrajcą.
Przyszły inne czasy. Polacy odwiedzają odbudowany klasztor na Monte Cassino, przychodzą na polski cmentarz. Spoczywa na nim 1072 poległych żołnierzy Rzeczypospolitej wszystkich jej wyznań: katolików, grekokatolików, prawosławnych, protestantów, żydów i mahometan – w większości wyprowadzonych przez gen. Andersa z „nieludzkiej ziemi”, z sowieckich łagrów. Uwage przykuwa napis- prośba przy cmentarnej bramie: „Przechodniu, powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie.” Jest to wlasciwie przetransformowany epigram Symonidesa z Keos na grobie Leonidasa: "Przechodniu, powiedz Sparcie, tu leżym jej syny, wierni jej prawom do ostatniej godziny." Piekna metafora porownania polskich Zolnierzy do meznych Spartan.
Niejeden raz w historii mogliśmy się przekonać, że „wolność krzyżami się mierzy” , bo wolność ma swoją cenę, bo tylko wolność tak zdobyta i odmierzona jest prawdziwą wolnością.
Dzisiaj wlasnie minelo 70 lat od tamtej strasznej choc zwycieskiej bitwy. Maki na Monte Cassino nadal są czerwone – bo przeciez z polskiej wzrosły krwi.

poniedziałek, 5 maja 2014

Podroze ksztalca...a czasami wzruszaja...


Jadac dzisiaj autobusem do sklepu, przysluchiwalam sie konwersacji dwoch par starszych ludzi, zapewnie malzenstw, ktorzy siedzac na przeciw siebie, na miejscach przeznaczonych dla inwalidow komenowali dzisiejsze swieto, a mianowicie wyzwolenie Holandii.Jedna ze sarszych Pan zaczela rozmowe od tego, ze prawie w kazdym holenderskim domu wywieszone sa flagi, i ze ta Pani pamieta jak to bylo, gdy Kanadyjczycy, Amerykanie i Polacy wkroczyli do naszego miasta, i jak ludzie wiwatowali na ich czesc, jak radosnie reagowali na koniec wojny, glodu, biedy, nieprzespanych nocy, bombardowan, naglych lapanek na ulicach, rozstrzeliwan, rozstan z bliskimi. Panowie wspominali jak ukrywali sie w bunkrach czyszczac bron przed partzanckimi atakami na "Moffen" - slowo to do dzisiaj jest obrazliwym okresleniem Niemca, podobnie jak i u nas okreslalo sie "Szwaba" czy "Hitlerowca". W slowie tym zawarta jest cala nienawisc czlowieka, ktory na wlasnej skorze doswiadczyl upokorzen, od drugiego czlowieka. Druga Pani zaczela opowiesc jak to w ostatnich miesiacach wojny ludzie byli wycienczeni glodem, jak ona - 16-letnia dziewczyna - zostala sama z pieciorgiem rodzenstwa, kore ukrywala gdzies w lesie po tym, jak Niemcy rozstrzelali jej rodzicow na ich oczach. Starsza Pani wspominala jak dostala od jakichs ludzi dwa nadgnite ziemniaki, i jak je podzielila miedzy swoje rodzenswo, ktore zajadalo sie tak, jakby to byl krolewski obiad. Opowiadajac to, Staruszce lecialy lzy z oczu, podobnie jak jej Towarzyszom i mnie. Minelo tyle lat od wojny, a w nich tkwily nadal te emocje, ktore rozdzieraly ich serca. Probowalam wyobrazic sobie tych ludzi, jacy byli wowczas piekni i mlodzi, jak mogli cieszyc sie miloscia, pieknem zycia, zamiast tego, haniebnie zniszczono ich dziecinstwo, mlodosc, odarto z godnosci.
Dopiero dzisiaj sluchajac tej historii, zdalam sobie tak naprawde sprawe, ze wojna toczyla sie nie tylko w Polsce (co jest oczywistym faktem)i ze nie tylko Polacy i Zydzi byli najwiekszymi jej ofiarami. Okrucienstwo wojny dotknelo calej ludzkosci, a jej konsekwencje odczuwamy do dzis. Opowiadania mojej prababci i babci (ze strony mojego taty) o czasach wojennych niczym sie nie roznily od tej zaslyszanej dzisiaj. Sluchajac tych wszystkich opowiadan jako mala dziewczynka, plakalam nad losem tych wszystkich nieznanych mi ludzi, ktorzy gineli niewinnie w obozach koncentracyjnych, na frontach, na ulicach. Po wycieczce szkolnej do Oswiecimia wrocilam chora, jako dojrzala juz kobieta szybciej sie wzruszam, ale odczuwaj bol glebiej. Dzisiaj, w dobie gdy dziennie wyrzuca sie tony dobrego jedzenia do smietnika, historia zepsutych ziemniakow zjedzonych na surowo z najwiekszym apetytem, zapewnie rozsmieszylaby mlodziez, ale Ci ludzie to pamietali tak, jakby wydarzylo sie to wczoraj. Strach pomyslec, co to bedzie, gdy odejda ostatni swiadkowie tamtych dni, co beda pamietac pokolenia, ktore wisza tylko przed komputerem i strzelaja namietnie do wyimagowanych stworow? Kiedy wysiadalam z autobusu, pozegnalam sie glosno z tymi ludzmi, zyczac im pieknego dnia Wyzwolenia Holandii. W drodze do sklepu caly czas rozmyslalam nad ta zaslyszana historia i zastanawialam sie co My, Polacy, potrafimy zrobic z Nasza odzyskana wolnoscia? Jaki My mamy szacunek do ludzi, ktorzy kiedys bronili naszej Ojczyzny? Czy potrafimy cieszyc sie z tej wolnosci, ktora w naszej dlugiej historii, wielokrotnie nam brutalnie odbierano? Co przekazujemy naszym dzieciom dzisiaj, jaki przyklad im dajemy? Dlaczego slowo "Patriota" stalo sie staromodne i obciachowe? Nie bojmy sie swojej tozsamosci, flagi i Ojczyzny, nie bojmy sie byc dobrymi Polakami, ktorzy szanuja historie i wyciagaja z niej lekcje pokory. Szanujmy tych starych ludzi, bo gdy ich zabraknie, nikt juz nie uslyszy tych smutnych, a zarazem pieknych opowiadan z czasow, ktorych nikt nie chcialby przezyc.
Polecam tez wszystkim do poczytania przepiekna ksiazke Romy Ligockiej "Dziewczynka w czerwonym plaszczyku", ktora wlasnie koncze, i ktora tematycznie powiazana jest z moja dzisiesza historia z autobusu. Historia, ktora poruszy niejedno serce.

Czasem musisz bardzo mocno zapakować swój ból i obwiązać go sznurkiem, jak paczkę. Po prostu po to, by móc dalej żyć. A więc zakładam gruby opatrunek na moje cierpienie jak na złamana rękę.(...) Później, gdy minie trochę czasu, będę może mogła tego dotknąć tak, żeby nie sprawiało bólu. - Roma Ligocka "Roza. Obrazy i slowa"

niedziela, 27 kwietnia 2014

Santo Subito - Witaj Ojcze Swiety!


Dziekue Panu Bogu za ten cudowny Pontyfikat Jana Pawla II i za dzisiejsza kanonizacje. Jestem wdzieczna za to, ze przyszlo mi zyc w czasach, kiedy na ziemie zszedl prawdziwy Apostol Jezusa Chrystusa, jego czcigodny nastepca. Dzisiaj jestem po raz kolejny dumna z tego, ze urodzilam sie Polka.


Samotny Pasterz

Przez zycie, po bardzo wyboistej drodze
szedl samotny Pasterz w dlugiej, bialej todze
Szukal po swiecie swych zblakanych owiec,
by od pokus i grzechow smiertelnych ich odwiedz.
Nie szukal poklasku, slawy czy pieniedzy,
Sercem byl przy glodnych i zyjacych w nedzy.
Chorego przytulil, bosemu buty oddal swoje
bogactwo zamienil na przytulkow podwoje.
W biedzie narodzony, w biedzie wychowany
Wiedzial jak bolesne sa Chrystusa rany.
Matke Zbawiciela wyniosl przed oltarze,
Pas swojego ocalenia ofiarujac Jej w darze.
A gdy w cierpieniu konczyl sie zywota znoj
Swiat uslyszal slowa:
Totus Tuus Maryjo, caly jestem Twoj.


Deventer, 27-04-2014 r. Aldona Kolacz


niedziela, 13 kwietnia 2014

Niedziela Palmowa A.D. 2014


"Wielkanocny pacierz"

..."Nie umiem być srebrnym aniołem –
ni gorejącym krzakiem –
tyle Zmartwychwstań już przeszło –
a serce mam byle jakie…

Tyle procesji z dzwonami –
tyle już Alleluja –
a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja.

Wiatr gra mi na kościach mych psalmy
jak na koślawej fujarce -
żeby choć papież spojrzał
na mnie - przez białe swe palce.

Żeby choć Matka Boska
przez chmur zabite wciąż deski –
uśmiech mi Swój zesłała
jak ptaszka we mgle niebieskiej…

I wiem, gdy łzę swoją trzymam
jak złoty kamyk z procy –
zrozumie mnie mały Baranek
z najcichszej Wielkiej Nocy.

Pyszczek położy na ręku
sumienia wywróci podszewkę –
serca mojego ocali
czerwoną chorągiewkę...

ksiądz Jan Twardowski

piątek, 11 kwietnia 2014

Z cyklu: blondynka przy pralce!


Ja to niekiedy zachowuje sie jak typowa blondynka w bialych kozaczkach! 5 lat temu kupilam sobie pralke nanowszej generacji. I tak przez 5 lat pralam sobie te pranie, a jak juz sie wysuszylo to narzekalam na prasowanie i takie tam. Dzisiaj robiac porzadki, czyscilam wilgotna szmatka cala pralke, a ze stara doopa juz jestem, wiec sobie zalozylam okulary aby lepiej widziec kurz i brud. I tak przecierajac szmatka wszystkie guziczki pralki, nagle wlaczylo mi sie na display'u swiatelko z zelazkiem. Przelecialam wzrokiem wszystkie funkce opisane na pralce i nagle doznalam szoku: pralka ma funkce prania tak, aby pozniej prania juz nie prasowac! No zesz kurza twoja twarz rychlo wczas sie o tym dowiedzialam! Ale juz siedzi pranko w pralce i zbadamy czy to nie jest jakas sciema, bo i tak mam prasowania na dwa dni, a jeszcze musze poprac posciel i reczniki, oraz wypucowac do konca chalupke przed swietami. Heh, i czy to nie jest prawda, ze czlowiek cale zycie sie czegos uczy? Oczywiscie ze tak.

Est rerum omnium magister usus - Nauczycielem wszystkiego jest doświadczenie!

czwartek, 3 kwietnia 2014

Jasnowidzenie


Ludzie!! Słuchajcie (sic!) swoich dzieci, bo mogą mieć czasami (sic!) rację, tak jak to zdarzyło się wczoraj wieczorem u nas. A rzecz miała się tak: ostatnio bolało mnie ucho, więc wacikiem na patyczku chciałam przemyć je od środka nalewką bursztynową. I kiedy sobie tak wieczorem przemywałam to bolące ucho mój Junior nie wytrzymał i zaczął mi dogadywać, że co robię, że jest to niebezpieczne, że zamiast dłubać w tym bolącym uchu, powinnam jak najszybciej udać się do lekarza i takie tam. Ja oczywiście jako była absolwentka Akademii Medycznej, którą szybciej skończyłam niż zaczęłam (dwa dni dokładnie) obruszyłam się niemiłosiernie twierdząc, że wiem co robię, i nikt nie musi mi zwaracać uwagi. Moja latorośl uparta jak osioł (ciekawe po kim to ma?) nie dając za wygraną, strzelił mi pogadankę na temat tego do czego jest potrzebna woskowina, i dlaczego nie można dłubać w uchu tymi pałeczkami. Oczywiście nie chcąc się kłócić przyznałam mu połowiczną rację ( w duchu myśląc - Ty se mów a ja se zdrów) i dalej grzebałam w tym uchu, po czym go zakorkowałam wacikiem nasączonym olejem kamforowym, po czym udałam się do sypialni w celu zaśnięcia i zapomnieniu, że mnie boli to cholerne ucho. Reksiu rozespany udał się za mną, po czym wtulił się w moją szyję, i tak słodko przytuleni mordka w mordkę zasneliśmy snem sprawiedliwego. Rano obudziwszy się poczułam, że bólu już nie czuję, i że moje zabiegi pielęgnacyjno-lecznicze odniosły zamierzone efekty. Szykując się do pracy pomyślałam sobie, że jeszcze nie zaszkodzi przed wyjściem przemyć ucho nalewką bursztynową, a wieczorem jak wrócę do domu znowu włożę wacik z olejkiem kamforowym. Jak pomyślałam tak też zrobiłam, z tym, że jak włożyłam do ucha patyczek z wacikiem nasączonym nalewką, to już wyciągnęłam sam patyczek, a wacik został w środku...
Nie będę pisać co sobie o SOBIE pomyślałam, co pomyślałam sobie o moim Juniorze, i co sobie pomyślałam o tych pałeczkach z wacikami. Nie będę też pisać, że chciałam sobie pensetką do brwi wyciągnąć ten wacik, i że zamiast go wyciągnąć popychałam go dalej w głąb ucha. Kiedy operacja wyciągania wacika wymknęła mi się z rąk, w panice poleciałam lotem ptaka do mojej przychodni, gdzie pan doktor najpierw próbował strzykawką z wodą zmusić wacik do wyplynięcia, a gdy ta próba się nie powiodła, razem z panią asystentką długą pensetką wyciągnęli mi to dziadostwo z ucha. No żesz job twoja mać, czy te dzisiejsze dzieci to jakieś jasnowidze??

poniedziałek, 6 stycznia 2014

The Power of Love...czyli Trzej Królowie Goes to Bethlehem



Z dniem 6 stycznia kończą się oficjalnie Złote Gody, czyli tak zwany dwutygodniowy okres od Bożego Narodzenia do obchodów Trzech Króli.
W Polsce kiedyś bujało się po domach w przebraniach kolędników i zbierało się kaskę za śpiewanie (czytaj masakrowanie) znanych kolęd. Był zawsze śnieg, mróz, czasami zawierucha, ale w sercach panowała radośc i taka dziecięca beztroska. Kredą pisało się na dzwiach K+M+B a.d. któregoś tam roku, a ludzie chętnie obdarowywali nas cukierkami, poświątecznymi jeszcze przysmakami, bo były one zdrowe, nienaszpikowane chemiczną kupą. Tęsknię za tymi dawnymi Świętami, bo były naprawdę przepełnione miłością i radością, teraz są tak bardzo sztuczne jak te wszystkie chińskie ozdóbki na sztucznych chińskich choinkach.

"Moje Betlejem"

Po pustyni zawrotnego zycia,
błądząc w kuluarach zła i mroku,
Trzej Królowie na wielbłądach jadą
Z orientalną nowiną, i z dobytkiem u boku.
Przemierzają siódme góry i lasy,
najpiekniejsze królestwa podziwiaja
Chcą znależć w nich wielkiego Króla,
dla którego też wielkie dary mają.
Długa, wspólna droga, i cel tej podróży
Królów szczerą mądrością zachwyciła,
do stajenki upadlej szybko podążali,
gdzie Dziecina Boża tam się narodziła.
Między możnymi władcami tego świata
nie szukali już zadnej sprawiedliwości,
gdy w ciemnościach jasną gwiazdę ujrzęli
wśród swych ciągłych wątpliwości.
Swe królewskie mądre głowy pokłonili,
przed Dzieciatkiem, Józefem i Maryją
w holdzie złoto, mirre, kadzidlo Mu złożyli
wiedzac, ze narodziny Krola nad Krolami
grzechy i zlo calego swiata obmyja.
Pastuszkowie, bydlatka i kto zyw
w pomrokach swiatlosc też ujrzeli,
i jak jeden maż w ogromnym pośpiechu
z nadzieja w sercach do Betlejem pobieżeli.
Słyszycie? Gloria in excelsis Deo!
To Anielski chór rozbrzmiewa w niebie
Dziś na nowo Bog sie rodzi in cor meum
Jezu Malusienki! Czekam tu na Ciebie...

Aldona Maria Kołacz, Deventer 5-01-2013




http://www.youtube.com/watch?v=ShN8UIk5-mw