wtorek, 15 sierpnia 2023

Matki Boskiej Zielnej A.D. 2023


 

W Matkę Boską Zielną
 
🌿🌺☘️🌼🍀🌷🌱🌺🌾🌺🍀🏵️🌿
Kwiaty z pół okolicznych uszczknięte i zioła,
Przenajmilsze ofiary pracowitej wioski
Przyniosły swe zapachy do wnętrza kościoła,
Przyniosły przed oblicze dobre Matki Boskiej.
W górze jako głos starczy, organ przepowiada,
W dole z piersi ludu płynie pieśń kościelna,
U stóp Twych, jasna Pani, wieś swe dary składa,
O pół rządczyni mądra, o królowo zielna.
Przed ołtarzem ksiądz szepcze łacińskie wyrazy,
Woń kwiatów coraz żywiej nad głowy się wznasza:
Ochraniaj nas od klęski, chorób i zarazy,
Królowo ziół przedziwna, pół rządczyni nasza!
Rozśpiewały się usty, organ wciąż przewodzi,
Ten w piersi się uderza, ten znak krzyża czyni:
Obraniaj nas od wojny, ognia i powodzi.
O ziół królowo można, naszych pól rządczyni.
 
Wacław Rolicz-Lieder
 
🌿🌺☘️🌼🍀🌷🌱🌺🌾🌺🍀🏵️🌿
Dzień święty uświęcony. Msza o 9.30 rano w Kościele St. Nicolaas w Schalkhaar zaliczona. Tłumów nie było, ale święto to jest w Holandii obchodzone tylko w Kościele, i poza Katolikami nikt go tu nie obchodzi ani nawet nie wie o jego istnieniu. W Polsce obchodzimy 15.08 podwójnie świątecznie, ponieważ nie można zapomnieć o Dniu Wojska Polskiego i uroczystościach z tym dniem związanych. Defilady, pokazy wojskowe, pikniki rodzinne, a wszystko przy akompaniamencie orkiestr wojskowych i takowej muzyki. Właśnie takowe oglądam w TVP1. A wracając do drugiego święta to jest to Wniebowstąpienie Matki Boskiej lub też inaczej zwane święto 🌿🌺🌱🌿 Matki Bożej Zielnej 🌿🌺🌱🌿 Bardzo piękne i tradycyjne polskie święto za którym zawsze tęsknie, bo uwielbiałam Odpusty. Z sentymentem wspominam trocinowe piłeczki, wiatraczki, diabełki z jęzorem, kapiszony czy pistolety na korki kupowane na straganach przy naszym lewińskim Kościele. Nie mogło też zabraknąć waty cukrowej. Kto pamięta te czasy? 🙂
🌺Pozdrawiam świątecznie🌺

sobota, 5 sierpnia 2023

Przeminęło z wiatrem...

Poniższy artykuł napisałam prawie 10 lat temu dla "Listów z daleka" - miesięcznika dla polonusów z całego świata, który ukazuje się z inicjatywy dziennikarki Leokadii Komaiszko mieszkającej w Belgii. W ciągu tych dziesięciu lat odeszło jeszcze sporo osób z mojego życia, w tym mój brat, piesek, szwagier, kuzyni, i bratanek. Wtedy opisywałam aktualne wydarzenia w moim życiu.
Miłego czytania.
***********************************************************************
...Przeminęło z wiatrem...
Rodzimy sie w bólu, a konkretnie bolesne jest pierwsze "zachłystniecie" się powietrzem, które rozszerza maleńkie płucka niemowlęcia. Stąd płacz, wrzask, strach przed nieznanym. A kiedy obejmują niemowlę ramiona czulej mamy, wtedy strach mija, dziecko jest juz spokojne, szybko rozumie, ze w tych ramionach jest bezpiecznie. Kiedy umieramy jest zupełnie odwrotnie. Boimy sie tego ostatniego oddechu, który spowoduje, ze nasze płuca sie zamkną, funkcje życiowe spadną do zera, nie wiemy tez kto na nas po tej tak zwanej "drugiej stronie" czeka. Wierzymy, ze będą to nasi najbliżsi, którzy odeszli szybciej, że bedą to cudowne anielskie istoty, które za życia sie nami opiekowały, wreszcie wierzymy, że z ciemnego tunelu wyciągnie nas Światło, które jest nieskończona Miłoscią, a którą niektórzy nazywają Bogiem. Jeśli pogodzimy sie z faktem, ze "odejście" jest częscia naszego narodzenia, wówczas łatwiej zrozumieć problem śmierci. Tylko, że teoretycznie wygląda to łatwiej, ale jeśli tracimy nam bliską osobę, nie myślimy już racjonalnie. Fizyczne odejście bliskich jest bolesne dla tych, którzy pozostają. Myśl utraty osoby, która sie bardzo kocha jest wprost nie do zniesienia. Jednak przez cale życie spotykamy sie ze śmiercią. Jest ona wpisana w nasze życie, i nawet nie zdajemy sobie sprawy, że niektóre odejścia wpisują nam się w naszą pamieć na stale, a powracją jako feedback wywołane specyficzną sytuacją. Jako dziecko ze śmiercią spotkałam sie kilkukrotnie. W pamięci mam jednak dwie takie powracające jak bumerang sytuacje. Pierwszy raz, kiedy zmarl moj dziadek czyli ojciec mojej Mamy. Pojawia się obraz mojego Taty trzymającego mnie na rekach, mnóstwo szlochających ludzi, i przeokropny zapach, który przepełnial Kościol. Po latach dowiedziałam się, ze jest to palona w kadzidle mirra. I to ona zawsze wywołuje u mnie te wspomnienia. Kilka lat poźniej , w pierwszej klasie szkoły podstawowej, zmarł moj kolega Januszek. W dniu pogrzebu z calą klasa byliśmy w jego mieszkaniu, i widzieliśmy jego małe ciało ubrane na biało, złożone w białej trumnie. Dookoła trumny ustawione bukiety kwiatów, a pośród nich białe Lilie, które dusiły swoim zapachem. Do dzisiaj niecierpię tych kwiatów, bo kojarzą mi się zawsze z tamtym dniem, a było to naprawdę dawno temu. Pamiętam też moment, kiedy trumna została złożona do grobu, i przeokropny krzyk i płacz mamy Januszka. Nie mogłam pojąć dlaczego Pan Bóg zabrał tej mamie dziecko. Strasznie płakałam, nawet kilkanaście dni po tym zdarzeniu. Zastanawiałam sie, czy moi rodzice też tak bardzo rozpaczaliby, gdybym to ja umarła. Już wtedy rozmyślałam bardzo dużo o śmierci, dlaczego ona istnieje, i dlaczego tak musi być, że ciało z trumną jest zakopywane głęboko w ziemi. A co by się stało jakby ten człowiek w tej trumnie pod ziemia się obudził??... Bałam się jednak z kimkolwiek o tym rozmawiać, bo rozum siedmioletniego dziecka mi podpowiadał, że jeśli się o tym głośno nie mówi, to nigdy mnie ten problem nie dotknie. Jak bardzo się wtedy myliłam!!... Gdybym wówczas z kimś porozmawiała o śmierci, zaoszczędziłabym w swoim życiu nerwicy, depresji i lękow przed śmiercią, które paradoksalnie przeszły w momencie kiedy straciłam rodziców. Zawsze wydawało mi się, że umierają rodzice i najbliżsi innych ludzi, ale pewnego dnia Pan Bóg dotknął swoim palcem moją rodzinę. Uczestniczyłam w odejściu mojej ukochanej Mamy, i myśle, ze ten moment nauczył mnie pokory wobec życia. Byłam bezsilna, nie mogłam nic zrobić, aby zatrzymać Jej oddech na dłużej. Nie mogłam też zatrzymać mojego Taty, który zrozpaczony po odejściu Mamy w niecałe dwa lata odszedł również... Długo nie mogłam pogodzić się z tym faktem, ale pomogły mi rozmowy z zaprzyjaźnionym księdzem, którego metafizyczne podejście do życia pozwoliło uporządkować mi kilka kwestii, i odpowiedzieć na kilka ważnych pytań. Miedzy innymi na to, że tak naprawdę człowiek nie boi się samego momentu śmierci, ale boi się o swoich najbliższych, którzy pozostaną, i którzy będą musieli się pogodzić z odejściem tej najbliższej osoby. Zycie ma swoją chronologię, i wszystko jest zaplanowane przez Stwórcę. My nie rozumiemy czasami tych planów, ale możemy jedynie ufać, że jest w tym jakiś istotny cel i sens. Spostrzeżenia opieram na przeżyciach z ostatniego roku (2014), kiedy odeszły dwie ukochane długoletnie przyjaciółki Basia i Grażynka, ukochany wujek, i dwóch dobrych kolegów oraz znajoma klientka. Można by powiedzieć, że śmierć zebrała żniwo wśród moich przyjaciół i znajomych. I mimo, że każda śmierć dotknęła mnie mocno, to jednak łatwiej mi było przebrnąć przez okres żałoby niż wtedy, gdy odeszli moi Rodzice. Najdłużej odchodziła moja przyjaciółka Grażynka, z którą rozmawiałam prawie codziennie o tym, czy boi się śmierci. I to właśnie ona też potwierdziła, że boi sie tylko zostawić córke, męża i zwierzęta, które bardzo kochała.Ten strach powodował, że walczyła o każdy dzień jak lwica. Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś, kto otrzymał 48 chemicznych kuracji, i przeżyl je bez skarżenia się na ból. Odeszła, gdy córka powiedziała jej, że jest już gotowa na Jej śmierć.
Wierzę, ze wszystko ma swój czas. Jest czas siewów i czas zbiorów. Jest czas przyjścia, i czas odejścia. Zasypiamy, i każdego dnia budzimy się na nowo. Dlatego żyjmy tak, jakby każdy dzień tu na ziemi był specjalnym podarunkiem od samego Stwórcy. Jeśli zaś w Niego wierzymy, to wiemy też, że Koniec...jest tak naprawdę Początkiem...czegoś, co jest Wielką Tajemnicą dla nas tu na ziemi...