środa, 28 grudnia 2016

Świeta, święta i po świetach...


Jak to dobrze było na spontana, w sobotę (Wigilia) po zamknięciu sklepu wsiąść w auto, i pojechać sześć godzin, aby być przy wigilijnym stole - co prawda przed Pasterką - ale z rodziną!
To były od 10 lat najpiekniejsze święta Bożego Narodzenia.
Jednak co piękne szybko się kończy, i niestety już wróciłam do holenderskiej rzeczywistości. Tęsknię za moja rodzinką, kocham Was bardzo!

środa, 14 grudnia 2016

Stan Wojenny... część pierwsza.


13.Grudzien 1981 rok. Zima w pełni. Godzina...gdzieś koło piątej rano...do naszych drzwi ktoś się intensywnie dobija. Tato, który akurat wstał, by napalić w piecach zanim wstaniemy z łóżek, otwiera drzwi, i z kimś rozmawia. Mama biegnie również do drzwi, i widzi dwóch wojskowych, którzy rozkazują Ojcu, by się natychmiast ubrał i udał sie z nimi. Wystraszona Mama pyta dokąd zabierają męża, ale panowie żołnierzykowie nic nie mogą powiedzieć. Nakazują tacie zabrać pagony z munduru, chociaż ten przestal być dawno oficerem...z mojego powodu zresztą. My z rodzeństwem wysciubiamy głowy z naszego pokoju, bo słyszymy płacz mamy, i słowa pocieszającego Ją Taty. Zamykaja się za nim drzwi, i od tej pory nikt nic nie wie. W telewizji zamiast kultowego Teleranka pojawia sie ówczesny przedstawiciel państwa polskiego - generał Jaruzelski, i obwieszcza światu, że wprowadzono stan wojenny...wszyscy jesteśmy w szoku...wojna wybuchła...
Tata przepadł bez wieści...

c.d.n.

wtorek, 6 grudnia 2016

Witaj Święty Mikołaju...


6 grudnia - Świętego Mikołaja, biskupa z Miry...
Mikołaj urodził się w Patras w Grecji ok. 270 r. Był jedynym dzieckiem zamożnych rodziców, uproszonym ich gorącymi modłami. Od młodości wyróżniał się nie tylko pobożnością, ale także wrażliwością na niedolę bliźnich. Po śmierci rodziców swoim znacznym majątkiem chętnie dzielił się z potrzebującymi.
Po długich latach błogosławionych rządów Mikołaj odszedł po nagrodę do Pana 6 grudnia (stało się to między rokiem 345 a 352). Jego ciało zostało pochowane ze czcią w Mirze, gdzie przetrwało do roku 1087. Dnia 9 maja 1087 roku zostało przewiezione do włoskiego miasta Bari. 29 września 1089 roku uroczyście poświęcił jego grobowiec w bazylice wystawionej ku jego czci papież bł. Urban II.
Najstarsze ślady kultu św. Mikołaja napotykamy w wieku VI, kiedy to cesarz Justynian wystawił mu w Konstantynopolu jedną z najwspanialszych bazylik. Cesarz Bazyli Macedończyk (w. VII) w samym pałacu cesarskim wystawił kaplicę ku czci Świętego. Do Miry udawały się liczne pielgrzymki. W Rzymie św. Mikołaj miał dwie świątynie, wystawione już w wieku IX. Papież św. Mikołaj I Wielki (858-867) ufundował ku czci swojego patrona na Lateranie osobną kaplicę. Z czasem liczba kościołów św. Mikołaja w Rzymie doszła do kilkunastu. W całym chrześcijańskim świecie św. Mikołaj miał tak wiele świątyń, że pewien pisarz średniowieczny pisze: "Gdybym miał tysiąc ust i tysiąc języków, nie byłbym zdolny zliczyć wszystkich kościołów, wzniesionych ku jego czci". W XIII wieku pojawił się zwyczaj rozdawania w szkołach pod patronatem św. Mikołaja stypendiów i zapomóg.
O popularności św. Mikołaja jeszcze dzisiaj świadczy piękny zwyczaj przebierania się ludzi za św. Mikołaja i rozdawanie dzieciom prezentów. Podobiznę Świętego opublikowano na znaczkach pocztowych w wielu krajach. Postać św. Mikołaja uwieczniło wielu malarzy i rzeźbiarzy. Wśród nich wypada wymienić Agnolo Gaddiego, Arnolda Dreyrsa, Jana da Crema, G. B. Tiepolo, Tycjana itd. Najstarszy wizerunek św. Mikołaja (z VI w.) można oglądać w jednym z kościołów Bejrutu.
W Polsce kult św. Mikołaja był kiedyś bardzo popularny. Jeszcze dzisiaj pod jego wezwaniem jest aż 327 kościołów w naszej Ojczyźnie. Po św. Janie Chrzcicielu, a przed św. Piotrem i Pawłem najpopularniejszy jest św. Mikołaj. Do najokazalszych należą kościoły w Gdańsku i w Elblągu. Ołtarzy Mikołaj posiada znacznie więcej, a figur i obrazów ponad tysiąc. Zaliczany był do Czternastu Orędowników. Zanim jego miejsce zajął św. Antoni Padewski, św. Mikołaj był wzywany we wszystkich naglących potrzebach.
Święty Mikołaj jest bardzo szanowany w Kościele Prawosławnym, zwłaszcza na terenach dawnej Rusi. Wiele cerkwi posiada ikonę z jego wizerunkiem.
Od XVIII wieku z jego kultem łączono udzielanie stypendiów dla ubogiej młodzieży. Stąd pochodzi długa tradycja robienia upominków-niespodzianek dla dzieci, które od dawna czekają na ten radosny dzień.
Modlitwa do św. Mikołaja

"Święty Mikołaju, wypraszaj nam łaskę u Boga, byśmy tak jak ty umieli dostrzegać opuszczone i ubogie dziewczęta, samotne wdowy, zaniedbaną młodzież i ludzi starych, o których już nikt nie pamięta. Ucz nas, podobnej jak twoja, hojności serca, byśmy chętnie czynili dar ze swego życia dla innych, zwłaszcza w czasie Adwentu."

sobota, 26 listopada 2016

Żubr


Wczoraj cały dzień jakiś natarczywy holenderski klient wydzwaniał mi z pytaniem, czy mam piwo Żubr w sklepie. Za każdym razem pytał o adres sklepu, o której otwieram sklep, i czy moge mu odłożyć trzy puszki. Po piątym telefonie z tymi samymi pytaniami czułam, że zaraz go z leksza opier....to znaczy opieprzę. Po 10 byłam już bardzo niemiła i tylko opryskliwie potwierdzałam i szybko kończyłam rozmowę. W międzyczasie gdy byłam na zakupach Junior, który mnie zastępował, odebrał jeszcze ze trzy takie telefony...Cóż, po wspólnej konsultacji stwierdziliśmy, że ktoś sobie robi jaja, i nie należy tego brać na poważnie.
Dzisiaj rano otwieram sklep o 9.00 rano, i widzę przed drzwiami trzech kolesiów niecierpliwie przebierających nóżkami. Na mój widok zapiali z zachwytu, i po wejsciu od razu udali się szukać piwa...Żubr.
Zakupili kilka sztuk i spytali czy jeszcze ktoś o to piwo pytał... Przypomniały mi się wczorajsze telefony, i zapytałam czy oni dzwonili. Okazało sie, że tak. Chłopaki zrobili sobie ze mnią i Żubrem selfie, i zadowoleni opuścili sklep. Nie minęło 10 minut gdy do sklepu wtargnęła grupa 5 Holendrów, i od progu zapytała gdzie mam piwo....Żubr. Pokazałam półki z piwem, i zapytałam czy oni wczoraj dzwonili w tej sprawie. Okazało się że tak. Panowie zakupili kilkanaście puszek i szczęsliwi opuścili sklep. Po piętnastu minutach wpadła kolejna grupa facetów szukająca piwa...Żubr. Skonfundowana, zapytałam o co chodzi z tym piwem. Dowiedziałam się, że w jakiejś miejscowości (gdzieś na peryferiach Holandii) organizatorzy jakiegoś Rajdu samochodowego zrobili konkurs, gdzie zawodnicy muszą dostarczyć tę marke piwa, by uzyskać odpowiednie punkty do startu. Rajd ten ma wystartowac w Holandii i zakończyć sie w Polsce.
Jest już po 11.00 a ja mam co chwila grupy facetów kupujących Żubra. Piwa zostało mi już tylko kilka sztuk.
Jak powiem Juniorowi, że te wczorajsze telefony nie były od jednej osoby tylko od różnych, to pewnie mnie wyśmieje.
Taka sytuacja :)

sobota, 12 listopada 2016

R.I.P. ...Tatulku... [*] [*] [*]





17 lat temu odszedł nasz Tato...
Bardzo brakuje mi jego troski o dom, o dopilnowaniu tego, aby piwnica była zawsze zapełniona węglem, drewnem na opał, warzywami na zimę, codziennie rozpalanie pieców o świcie, abyśmy mieli cieplutko, gdy wstawaliśmy do szkoły. Uzupełniali się z moją Mamą tak, jak gdyby byli idealnymi połówkami jabłka. Od dnia śmierci moich rodziców nie potrafie odnaleźć szczęścia w życiu, takiego na 100 procent. Wiem, że śmierć jest wpisana w nasze życie, ale nie potrafię się pogodzić z tym, że zabrała ich w tak młodym wieku...
R.I.P. ...Tatulku... [*] [*] [*]

poniedziałek, 31 października 2016

W przeddzień Święta Zmarłych A.D. 2016


Jestem Polką - obchodzę Święto Zmarłych i Wszystkich Świętych!
Każdy ma prawo obchodzić to co chce, ale osobiście uważam, że mamy tak piękne rodzime święta, że nie musimy powielać czegoś, czego tak naprawdę nie znamy, nie rozumiemy, a tylko głupio małpujemy. Święto Zmarłych to święto zadumy, wspomnienia o tych, którzy odeszli, poszanowanie pamięci o Nich. Odwiedziny grobów, cmentarzy, palenie zniczy, wspólny spacer z rodziną, odwiedzanie się, po prostu piękne słowiańskie święto, które jest starsze niż się komu wydaje.
Dyniom, które straszą stanowczo mówię nie, za to uwielbiam ich wysuszone ziarenka plus robić z nich pyszną zupę krem.

sobota, 6 sierpnia 2016

Lato, Lato...


Heh! To silniejsze jest ode mnie :)
Stare przyzwyczajenia wyniesione jeszcze 30 lat temu z domu.
Lato, to zawsze były zapachy przetworów, które razem z moją Mamą robiłyśmy. Mieliśmy przepiękny, wielki ogród z owocami, warzywami, kwiatami, krzewami, z Altanką, ze studnią, z małym basenikiem, który mój Tata specjalnie zrobił dla małej Sylwusi. Wszystko miało smak, zero sztucznych nawozów, pachniało cudnie i naturalnie. I mimo, że dzisiaj już zabrakło tych najważniejszych w moim życiu osób, to kontynuuję od czasu do czasu te nasze tradycje. Dzisiaj zrobiłam domowe, pikantne Pikle z przejrzałych ogórków. Takie są najlepsze i najsmaczniejsze. W sam raz na zimowe wieczory do obiadu. Mam stary poniemiecki gar do pasteryzowania, i jest zarąbiście pomocny właśnie przy zagotowywaniu słoików. Czy Wy też lubicie swojskie przetwory?
Głupie pytanie, bo kto ich nie kocha?

piątek, 15 lipca 2016

Pray For Nicea


Dla ofiar z Nicei

Boże, coś Polskę zawsze uchował
spójrz na tę biedną Francję
Ludzie niewinni w atakach giną
za tę poprawną "tolerancję".
Uchowaj Boże nas od złych ludzi
Miej też w opiece Francję
Niech krew nie leje się po ulicy
Za tę pieprzoną tolerancję!



Aldon Kołacz, Deventer 15.07.2016

Pray For Nicea


Dla ofiar z Nicei

Boże, coś Polskę zawsze uchował
spójrz na tę biedną Francję
Ludzie niewinni w atakach giną
za tę poprawną "tolerancję".
Uchowaj Boże nas od złych ludzi
Miej też w opiece Francję
Niech krew nie leje się po ulicy
Za tę pieprzoną tolerancję!



Aldon Kołacz, Deventer 15.07.2016

piątek, 17 czerwca 2016

Happy birthday Siostro :)






Trzydzisci siedem lat temu, moja Mama sprawiła nam niezłą niespodziankę, która obchodzi dzisiaj swoje 37 urodziny.
A było to tak: wróciłam ze szkoły, i jak zawsze ze stacji podążyłam do sklepu mojej Mamy. Był to Piątek, dzień, kiedy zawsze przychodził do sklepu towar. Głodna jak wilk cieszyłam się na chwilę, kiedy skonsumuję pieczoną przez mojego Tatę świeżutką rybkę. Niestety, ku mojemu zdziwieniu sklep był zamknięty, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Zaniepokojona udałam się do domu, który znajdował się po przeciwnej stronie naszego sklepu. W domu też nikogo nie było, więc zaczełam się strasznie denerwować. Po godzinie w domu zjawił się Tato, jakiś taki smutny i przygnębiony. Zapytałam co się dzieje, dlaczego sklep jest zamknięty, i gdzie jest Mama. Tato zaczął coś tam pod nosem tłumaczyć, ale z jego tłumaczenia dowiedziałam się tylko, że Mama jest w szpitalu, i że jak w Niedzielę pojedziemy do niej w odwiedziny, to się wszystko dowiemy. Tato poprosił mnie, czy nie pomogłabym mu w sklepie. Miałam już wtedy dużą wprawę w obsługiwaniu klientów, więc się zgodziłam, mając nadzieję, że wyciągnę od niego więcej informacji, dlaczego Mama jest w szpitalu, i co się właściwie stało.
Tato jednak był małomówny, i jakoś tak nieobecny duchem. Nie mogłam się doczekać Niedzieli, by jak najszybciej spotkać się z Mamą. Kiedy już nadeszła, ja, brat i tato z samego rana pojechaliśmy w odwiedziny. Młodszą siostrę Edytę zostwiliśmy u sąsiadki, bo dzieci nie można wtedy było zabierać.
Jakie było moje zdumienie, gdy w szpitalu ojciec skierował swoje kroki wprost na oddział ginekologiczny. Po krótkiej rozmowie z pielęgniarkami, dowiedzieliśmy się, że Mama do nas zaraz przyjdzie. I rzeczywiscie po kilku chwilach już mogłam ją przytulić, i ze łzami w oczach wypytać co się stało. Rodzice usiedli obok siebie, mieli spuszczone głowy i próbowali nam coś tłumaczyć, że Mama w piątek pociągnęla 200-kiliową beczkę ze słonymi śledziami, i że wtedy odeszły jej wody płodowe, i że jak dzisiaj nie urodzi, to czeka ją cesarka. Razem z bratem patrzyliśmy na nich jakby byli jakimiś kosmitami, i zastanawialiśmy się o czym oni do nas mówią? Jakie wody płodowe, jaka cesarka, jakie rodzenie, i jak to możliwe, że nasza Mama jest w ciąży, a my o tym nic nie wiemy, i nikt tego nie zauważył? Rodzice chyba sami się tego wstydzili, że mając już prawie dorosłe dzieci, po raz czwarty zostaną rodzicami. W tamtych czasach panowały stereotypy, że jak ma się czterdziesci lat, to jest się już bardzo starym, i pewne rzeczy już nie pasują w tym wieku. Dzisiaj rodzą 60-latki, i już to nikogo nie zaskakuje ani gorszy, ale wtedy właśnie było takie myślenie. Z wrażenia nie mogliśmy z bratem wypowiedzieć ani słowa, tym bardziej, że on sam oczekiwał swojego pierwszego dziecka. Po tych wyjaśnieniach, byłam już spokojniejsza, że to nie jakaś choroba spotkała mamę, tylko nieplanowana ciąża i przyspieszony poród. Kiedy już byłam w domu nawet zaczęłam się cieszyć, że będziemy mieli małego dzidziusia, którym będę mogła się opiekować. Dogadałam się z rodzicami, że na czas pobytu Mamy w szpitalu Tato załatwi mi zwolnienie ze szkoły, ja będę zajmować się sklepem, a on będzie zajmować się moją młodszą siostrą i domem. W Poniedziałek rano, kiedy udałam się do sklepu, zauważyłam, że ludzie dziwnie na mnie spoglądają. Miasteczko, w którym mieszkałam, było niewielkie, więc nowinki i plotki roznosiły się z prędkoscią światła. Instynktownie czułam na swoich barkach wzrok ludzi, słyszałam dziwne szepty, aż wreszcie jakaś kumotra zapytała mnie wprost jak to jest możliwe, że wczoraj urodziłam córkę, a dzisiaj już chodzę po Rynku, jak gdyby nigdy nic. Doznałam lekkiego szoku na te słowa, ale po kilku godzinach wszystko się wyjaśniło. Kiedy po odwiedzinach u Mamy opusicliśmy szpital, ona tak się zestresowała tym, że musiała nam powiedzieć o swojej ciązy, że z tych nerwów naturalnymi siłami zaraz urodziła Sylwusię. Telefonu w domu nie mieliśmy wtedy jeszcze, więc zadzwoniła do pracy mojego brata, i kazała przekazać, że Kołaczowa własnie urodziła córkę. Jednak jak to w życiu bywa, recepcjonistka przekazała dalej, ŻE CÓRKA KOŁACZOWEJ WŁAŚNIE URODZIŁA CÓRKĘ...i takim oto sposobem zostałamw wieku 16 lat mamą najpiękniejszego dziecka, jakie kiedykolwiek widziałam. Prawie miesiąc spędziła w inkubatorze, gdyż jej waga przy urodzeniu wynosiła okolo 1600 gram. Kiedy jednak rodzice przywieźli ją do domu zobaczyłam żywą laleczkę, z czarnymi lokami, z ogromnymi niebieskimi oczkami, rzęsy miała takie długie, że dotykały prawie brwi. Ważyła niecałe dwa kilo, i razem z Mamą kąpałyśmy ją w miseczce, bo w waniennce chyba by sie utopiła. Była przecudna. Nie mogłam na nią się napatrzeć, każdego dnia się od niej coraz bardziej uzależniałam. Taki mały cud w domu, cichutki, nikomu nie dokuczała, przesypiała noce, tak, że nikt z domowników nie odczuwał tego, że jest w nim niemowlak. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie nadszedł dzien, który odmienił nasze życie...
Sylwia rozwijała się zdrowo, do trzeciego miesiąca swojego życia. Pewnego popołudnia, kiedy Mama podawała jej mleczko w butelce (była malutka i ssanie cycuszka ją bardzo męczyło, więc Mama postanowiła sciągać mleko i podawać jej przez smoczek) nagle zauważyłyśmy, że Sylwunia lekko się zakrztusiła przy ssaniu, i zaczęła się robić sina i niebieska. Mama w panice zaczęła juą poklepywać po pleckach, a ja tak jak stałam na bosaka, najpierw jednym tchem udałam się piętro wyżej do naszej sąsiadki, która była pielęgniarką, informując ją, żeby ratowała Sylwię, a następnie drugim tchem na bosaka, pobiegłam do ośrodka zdrowia, który miesił się około jeden kilometr od naszego domu. Pamiętam tylko to, że pierwszy i ostatni raz w życiu przeskoczyłam płot domu, gdzie mieszał nasz lekarz. Na podwórku miał psa wilczura, który stał jak wryty, gdy ja tłukłam pięsciami w drzwi. Pies chyba instynktownie wiedział, że nie może mi nic zrobić, gdyż trwa wyścig z czasem. Po krótkiej chwili w drzwiach ukazał się Pan doktor, któremu tylko wyjaśniłam, że Sylwia umiera. Zapakował mnie w auto, zadzwonił po karetkę, i z piskiem opon ruszyliśmy do mojego domu. Cała ta akcja trwała dosłownie kilka minut. Gdy wbiegliśmy do mieszkania, Pani Ala reanimowała czały czas Sylwunię. Pan doktor Śliżewski natychmiast zrobił mojej małej siostrzyczce zastrzyk w serce, ponieważ miała w wyniku wrodzonej wady genetycznej zawał serca. Po chwili słychać już było pędzącą karetkę. W tym chaosie, w tym wszystkim co działo się w moim domu szukałam Mamy...a Ona...a ona klęczała na kolanach pod obrazem cudownego Jezusa modlącego sie w Ogrójcu, i wypowiedziała te słowa: Jezu, oddaję Ci swoje życie w zamian za życie mojej córeczki. Proszę Cię, pozwól mi ją tylko wychować do jej 18 roku życia... I Pan Bóg to życzenie wysłuchał... Mama odeszła dokładnie, kiedy Sylwunia skończyła 18 lat...
Kocham Cię Mamo...za to, że oddałaś swoje życie za moją ukochaną Siostrzyczkę.
Kocham Cię Sylwiu...wszystkiego najlepszego w Dniu Twoich urodzin!

sobota, 21 maja 2016

Smaki z mojego dzieciństwa


Autentyczna anegdota z dzisiejszej nocnej eskapady Juniora

Junior został poproszony do pracy na cały weekend jako Gospodarz w projekcie Deventer Smaak, które zorganizowała gmina. Koło Media Markt najwieksze restauracje z Deventer postawiły namioty, gdzie na oczach widzów kucharze przygotowują publiczności różne smakołyki. Można sobie popróbować wszystkiego, popić dobre winka, piwko i tak dalej, a Junior uwija sie tam jak w ukropie, by zapraszać gości, podawać do stolika czy zbierać naczynia. Przy tym wszystkim graja róże kapele, ludzie się bawią i czas leci jak z bicza. Junior jak wyszedł wczoraj z domu o 12 w południe, to wrócił dopiero o 3 w nocy. Jak wrócił do domu, oczywiście zapytałam czemu tak późno, i jak tam ogólnie było. Na pierwszym miejscu oczywiście blablał mi o swojej dorosłości, i że nie muszę się martwić, że tak późno przychodzi, na drugim miejscu dopiero zdał relację z pracy. Okazało się, że organizatorzy dla całej załogi zorganizowali bibkę po tej głównej bibce. Tak więc po ciężkiej harówce mogli się zrelaksować przy pysznym jedzonku i popijawce. Wszyscy zaczęli się rozchodzić do domów kolo w pół do trzeciej, ale że w połowie drogi do domu Juniorowi pęchęrz odmówił posłuszeńswa (za dużo piwek) więc postanowił wstąpić do naszego sklepu, bo miał akurat po drodze. Przy blasku księżyca w pełni zobaczył nowość w naszym asortymencie Przysmak Świętokrzyski na półce , więc capnął go sobie, by poprzekasać coś po drodze do domu. Jakież było jego rozczarowanie, gdy otworzył paczkę tegoż przysmaku! Stwierdził, że my Polacy nie potrafimy produkować czipsów, i że kto to w ogółe je takie obrzydlistwo, na którym o mało co sobie nie połamał zębów...
Chciał to wywalić po drodze gdzieś do kosza, ale chciał mi najpierw to "badziewie" pokazać i ochrzanić, że zamawiam taki szajs do sklepu.
Ćóż, nic nie mówiąc udałam się do kuchni o prawie 4 rano, nastawiłam patelnię z tłuszczem, zrobiłam czary mary, i dałam spróbować Juniorowi.
Szkoda, że nie sfilmowałam jego miny i otwartych oczu, które wygladały jak perlowskie 5 zeta :)
Dzisiaj jest znowu w pracy, ale już dzwonił, że mam nasmażyć całą michę tych "badziewnych" chrupek :)

sobota, 2 kwietnia 2016

Pamiętamy Ojcze Święty!


"W rocznicę śmierci"


Gdy nad ziemią znów zapanowały ciemności,
Zgroza i strach zajrzały w źrenice ludzkości,
Ty zesłałeś Boże całemu światu Anioła,
by ocierał krople potu z naszego czoła,
by łzy osuszał jednym swoim gestem,
by czynił dobro całym swoim papiestwem,
by zarazil nas swoją nieskonczoną milościa,
by dzielił się z nami przeogromną mądrością,
by służył pokornie ludzkości oraz Tobie,
by na koniec posługi złożyć kości swoje w grobie.
Dwa tysiące lat temu, umierając na Krzyżu
Jezus podjął ten wątek, by dowieść ludzkości,
że śmierć to nie koniec! Lecz życia początek!



A. Kolacz, 2.04.2013, Deventer

sobota, 26 marca 2016

Wielka Sobota A.D. 2016


Mój Krzyż

Panie, zawisłam dzisiaj na krzyżu,
po Twojej prawicy oto ja - grzesznica,
która w chwili śmierci duchowej
nawróciła się, błagając i marząc
by przestąpić obiecane progi Twego Raju,
otoczona miłością, szczerym miłosierdziem,
szukając zbawienia od żywota grzesznego,
sprawiedliwym wyrokiem znosze męki Krzyża,
upadam i wstaję, lecz nie skarżę się Panie,
Bo za moje grzechy Ty cierpiałeś rany,
I nie zasłużyłeś na taką pogardę.
Twoja krew przelana do czary goryczy
pozostanie symbolem upadku człowieka,
I choć wrociłeś z mrocznej otchłani
po stokroć silniejszy, i po stokroć żywy,
ludzkość wciąż ma swoich niewiernych Tomaszów,
którzy chociaż widzieli...to nie uwierzyli...


Aldona Kolacz, Deventer 4.04.2015

piątek, 25 marca 2016

Wielki Piątek A.D. 2016


I Świat zamilkł na chwilę...


Kir okrył świat cały niby nocne cienie
uciszył organy, stłumił dzwonów bicie
dziś Chrystus poświęcił swe mienie
na krzyżu samotnym oddał swoje życie

Smutek dziś w kościele, kir zlewa ołtarze
na białych zasłonach znak krzyża się bieli
na ołtarzu głównym dziś sterczą lichtarze
Syn Boży złożony w grobowej pościeli

Czasem stuk obcasów martwą ciszę gromi
u grobu Pańskiego lud się tłumnie korzy
światła tlą się wokół pośród kwiatów woni
w grobie odpoczywa...nasz Zbawca - Syn Boży

Tuż przy Bożym grobie stoją czujne straże
jak żywe posągi - adorują stale
lud tłumnie przynosi kwiaty w darze
dziś po raz ostatni zabrzmią "Gorzkie Żale"

wtorek, 22 marca 2016

Niedziela Palmowa...dwa dni po...



Jak ja dawno nie widziałam mojego kościółka w Lewinie. Ostatni raz na pogrzebie mojego Taty...
Śliczna Palma, i ładne, zadbane wnętrze. Tęsknię za tym moim kościołem z dzieciństwa, za katechezami w salce obok,
za starym Proboszczem, który odszedł dawno temu. Za przepięknym Grobem Pańskim, za przebranymi żołnierzami rzymskimi,
którzy pełnili tam zawsze warte. Pełno wspomnień...dobrych wspomnień...


Aktualizacja...

Wracając do tych dobrych wspomnień...przypomniało mi się jak to pewnego razu (miałam chyba z 12-13 lat) z moim kolegą i sąsiadem Przemkiem siedzieliśmy na balkonie podczas Mszy Świętej. A że nikogo tam oprócz nas nie było, zaczęliśmy spoglądać na ludzi siedzących pod balkonem. Uwagę moją przykłuł pan, ktory miał że tak powiem łysinę na głowie, a ta stanowiła idealne centrum do urządzenia sobie zawodów typu: kto z nas celnie napluje temu panu na łysinę. Oczywiście z racji tego, że byłam starsza o rok czy dwa od Przemka, inicjatywa zawodów wyszła z mojej strony, jednak nagrody za wygrany konkurs nie można zaliczyć do tej udanej, bo pan, któremu celnie napłułam na środek łysinki szybko zdemaskował moje pochodzenie, i już na drugi dzień doniósł mojej mamie jaka to ze mnie niewychowana gadzina, a Ta (czyli moja mama) z kolei zrobiła larum na całą wieś, że nie tak nas wychowywała, i że mam szlaban na kumplowanie się z Przemkiem oraz wychodzenie z domu. No żesz krasnoludku jeden! Kara nie była wspólmierna do winy, bo ten pan sam się nam wystawił pod obstrzał, i w sumie to nas "zły" namówił do grzechu, bo nie mógł scierpieć, że my tam sami na tym balkonie mamy się modlić, więc leciuchno odwrócił naszą uwagę. Suma sumarum zabroniono nam tez wchodzenia na balkon, a podczas Mszy ksiądz Proboszcz, który był przyjacielem mojej rodziny miał dawać baczenie na moje zachowanie. Z Przemkiem "wywinęliśmy" jeszcze kilka innych numerów...na przykład przemienienie wina w 50 litrowym gąsiorze (które zrobili nasi ojcowie na spółkę) w wodę...ale to może innym razem :)

środa, 10 lutego 2016

Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz


Z prochu w proch...


Słowo - było na początku,
Boskie... dane z mocą nieba,
tchnienie Boga - świat w zalążku
- dzisiaj nam pamiętać trzeba...

że powstałeś tylko z prochu
i weń się przemienisz kiedyś
- lecz nie po to - byś w popłochu
tego świata znosił biedy

Z prochu w proch... a wieczność czeka...
Bóg nam ciągle przypomina,
że z Nim raj jest dla człowieka,
choć tak często zapomina...


Miłego dnia dla wszystkich!

wtorek, 19 stycznia 2016

HISTORIA Z LEKSZA POWTÓRZONA


HISTORIA Z LEKSZA POWTÓRZONA

Piątek wieczór, Junior trzymając nić dentystyczną, i czyszcząc swoj zgryz mówi do mnie:
-Czy ty wiesz, że należy codziennie nitkować zęby?
-Wiem, mówię ja do Juniora, ale wystarczy mi codziennie mycie zębów i wizyta od czasu do czasu u higienistki.
-Samo mycie zębów nie wystarcza, trzeba dobrze wyczyścić wszystko miedzy zębami, nie daje mi spokoju Junior.
- No to czyść codziennie synu, ale daj mi teraz obejrzeć mój ulubiony serial, i nie mlaskaj mi nad uchem.
-Radzę ci, żebyś codziennie nitkowała swoje zęby przed snem, po czym udał się do swojego pokoju.
Sobota wieczór, Junior wrocił z wyprawy z Utrechtu, mlaskając pod nosem mówi do mnie:
- Coś mnie dzisiaj pobolewa dziąsło, chyba za mocno nitkowałem zęby.
- Weź Amol albo moją nalewkę bursztynową, i posmaruj to dziąsło, to ci przejdzie, mówię ja.
- Eeeetam, obejdzie się. Jutro już nie będzie znaku po bółu.
-Ok. mówię ja.
Niedziela, popołudnie, Junior wstaje po nieprzespanej nocy, zaczyna szukać czegoś w szufladach:
- To gdzie masz ten Amol? - pyta mnie, gdy stoję w kuchni nad garkami.
- W apteczce u mnie w sypialni! - rzucam mu głośno z kuchni.
-Obiad gotowy, bedziesz jadł? - pytam dla pewności.
- Chyba nie, bo spuchła mi japa - odpowiada ukazując się w drzwiach kuchni.
Przyglądam się i nie wierzę własnym oczom: policzek Juniora zrobił się okrągły, jakby ktoś schował w nim wielką mandarynkę.
Trochę zrobiło mi się go żal, ale pytam czy nie chce sobie wynitkować zębów.
- Już nie! - odpowiada zbolały. W ogóle kto wymyslił takie pierdoły jak nitka do zębów?!
- Ekonomiści mój synu, ekonomiści.
Poniedziałek, wizyta u dentysty zakończona przepisaniem antybiotyku, a nitka do zębów znalazła nowe miejsce zamieszkania: w koszu na śmiecie.


The end

P.S. Powyższa historia zawierała lokowanie produktu, jakby ktoś się czepiał :)

czwartek, 14 stycznia 2016

Geronimo's Cadillac or High way to Hell !


Lady and Gentelmens!
Ma 6 metrow i pamięta czasy Elvisa. Ba! Za czasów Elvisa było ich tego typu tylko cztery, i jeden z nich właśnie dożył momentu, by "straszyć" holenderskich automobilistów. Aczkolwiek ja sama najadłam się strachu, gdy wczoraj okazjonalnie miałam szansę przejechania sie tym cudakiem. To nie jest pojazd na te wąskie dróżki holenderskie - jazda żywcem przypomina grę Super Mario w Cadillaku, który zbija grzybki, w moim wypadku - drogowe słupki, albo lusterka innych wymijających mnie pojazdów! W bagażniku Cadillaca mieści sie pojemnik na gaz, ktory wielkoscią przypomina torpedę morską, a myśl ze masz cos takiego za sobą sprawia, że jadąc musowo nucisz sobie hicior AC/DC - High way to Hell, lub Steppenwolfa - Born to be wild! Jazda Cadillakiem to czad - zastanawiam się tylko, czy mijający mnie kierowcy nie mieli wrażenia, że autem kieruje jakis duch, bo mnie w tych poduchowatych siedzeniach nie bylo nawet widać. Ewentualnie ktoś mógł widzieć same uniesione brwi nad kierownicą haha! Właściciel autka złożył mi ofertę nie do odrzucenia, aby na początku lutego pojechać sobie do Norwegii pod sam biegun, i obejrzeć z bliska Aurorę Borelias alias Zorza Polarna. Ponoć drogi w Norwegii bardziej pasują do pojazdu niż holenderskie autostrady, więc rozważam propozycję całkiem serio. Przeraża mnie tylko widmo spania w śpiworze na jakichś stacjach blisko fiordów, przy temperaturze minus pietnaście czy dwadziescia stopni. Ale ja lubie zimę, i to wyzwanie jakoś mnie korci. Czy dojdzie do skutku, to Was o tym poinformuje!
Pozdrawiam niczym Marilyn Monroe!

środa, 6 stycznia 2016

C+M+B 2016 Christus Mansionem Benedicat


"Moje Betlejem"

Po pustyni zawrotnego zycia,
błądząc w kuluarach zła i mroku,
Trzej Królowie na wielbłądach jadą
Z orientalną nowiną, i z dobytkiem u boku.
Przemierzają siódme góry i lasy,
najpiekniejsze królestwa podziwiaja
Chcą znależć w nich wielkiego Króla,
dla którego też wielkie dary mają.
Długa, wspólna podróż i cel tej podróży
Królów szczerą mądrością zachwyciła,
do stajenki upadlej szybko podążyli,
gdzie Dziecina Boża się narodziła
Miedzy władcami możnymi tego świata
nie szukali już sprawiedliwości,
gdy w ciemnościach jasną gwiazdę ujrzęli
wśród swych ciągłych wątpliwości.
Swe królewskie mądre głowy pokłonili,
przed Dzieciateczkiem, Jozefem i Maryją
zloto, mirre, kadzidlo w holdzie Mu zlozyli
wiedzac, ze narodziny tego Krola nad Krolami
grzechy calego swiata obmyja.
Pastuszkowie i bydlatka wsrod ciemnosci
gwiazde betlejemska tez ujrzeli,
i jak jeden maz w ogromnym pospiechu,
z wielka nadzieja do Betlejem pobiezeli.
Slyszycie? Gloria in excelsis Deo!
Wtoruje chor Aniolow na wysokim niebie,
Dzis na nowo w moim sercu Bog sie rodzi
Jezu - z ufnoscia czekam tu na Ciebie!

Aldona Maria Kołacz, Deventer 5-01-2013