sobota, 1 października 2005

Żółty jesienny liść...


...dzis na głowe mi spadł...chciało by się zaspiewać, ale że dopadła mnie jesienna chrypka, wole tego nie robić. Dla dobra społecznego i moich sąsiadów. A i swojego też, bo szkoda gardła marnować na tak smutną piosenkę...ech!
Bo tak naprawdę, to ja dopiero dzisiaj spostrzegłam, że lato odchodzi i to wcale a wcale malutkimi kroczkami. Ten lisć, który wylądował dzisiaj miękko na mojej głowie, był cały czerwoniutki, lekko nakrapiany złotymi plamkami. Spojrzałam na drzewo, z którego spadł. Było tak pieknie kolorowe, że aż nie chciało się od niego oderwać oczu. Gdzie niegdzie dały się zauważyć pozostałosci zieleni, ale głównie dominowała czerwień z żółcią. I tak mi się zrobiło sentymentalnie na duszy, że postanowiłam ten moment utrwalić na tym moim blogu.
Za dużo wrażliwosci ostatnio w moim życiu. Czy ja się starzeję cholera mać?? Ależ skąd to tylko jesienna depresja się odzywa.
Idę włożyć bukiet róż do wazonu, być może na chwilę uda mi się ją odgonić.