poniedziałek, 18 grudnia 2023

3 Niedziela Adwentowa A.D. 2023





 

CHRISTMAS EXPRESS
Kiedyś napisałam taki wiersz:
************************************
Do Gwiazdy
Gwiazdo betlejemska,
która spełniłaś ludzkości
nadzieję, oznajmiając przyjście
Tego, który topi wszelkie lody,
Zaświeć dzisiaj nad moim niebem
pełnym rozterek i zwątpienia,
bym na powrót odnalazła drogę
prowadzącą mnie do serca
Świąt Bożego Narodzenia...
Aldona Kołacz, Deventer, 14-12-2009
************************************
Kilka dni temu otrzymałam przepiękny list ozdobiony ornamentami, i ręcznie pisany, w którym było napisane: Droga Aldono! Wiem, że kochasz święta, zawsze je przygotowujesz je dla innych, nigdy nie myśląc o sobie. Bardzo tęsknisz za rodzicami, których bardzo młodo straciłaś, za bratem , za jego synem, za szwagrem i wszystkimi tymi, którzy już odeszli. Dlatego postanowiłem, że w tym roku ktoś inny zadba o Ciebie. Zapraszam Cię w podróż specjalnym Christmas Expressem, który zawiezie Cię do krainy Bajkowego Bożego Narodzenia. Możesz zabrać ze sobą wszystkich, których kochasz i cenisz. Wesołych Świąt! - Gwiazdor
Ktoś chętny? 😁😍💝😍😁

niedziela, 10 grudnia 2023

2 Niedziela Adwentowa A.D. 2023


 

Ta sytuacja przydarzyła mi się kilkanaście lat temu. Od tego dnia przestałam wierzyć w przypadki...
Świąteczne wspomnienia
Święta, a właściwie przygotowania do Świąt, to jest taki czas, gdy wspomina się różne sytuacje, które ściśle wiążą się tym okresem. Tak się składa, że mam bardzo dużo związanych z nimi wspomnień. Oto jedne z nich...
Nie pamietam dokładnie ile lat temu (ale na pewno będzie z dziesięć) postanowiliśmy z moim synem jak co roku wybrać się do przygranicznego miasteczka w Niemczech na świąteczny jarmak Bożonarodzeniowy. Niemcy są w tym bezkonkurencyjni! Grzaniec, bułki z kiełbaską curry, piękne ozoby świąteczne, łakocie, a przede wszystkim wspaniały klimat i poczucie, że jestem bliżej mojej rodziny strasznie mnie raduje. Jowi natomiast wprost uwielbia te niemieckie bułki z kiełbachą z grilla, i gdy tylko wychodzi propozycja od razu leciałby tam na skrzydłach. Tym razem też tak było. Jak tylko wspomniałam, że mam wolną niedzielę i możemy jechać do Kleve, od razu zrobił się głodny. Tak więc plan wyjazdu był ustalony, musiałam jeszcze tylko zadzwonić do mojej niestety już dzisiaj nieżyjącej przyjaciółki, która tez uwielbiała niemieckie jarmarki. Basia również była wniebowzięta, gdy zaproponowałam jej wycieczkę z nami. Umówiłyśmy się, że o tej i o tej godzinie przyjadę po nią. W sobotni wieczór wracając ze sklepu do domu postanowiłam zatankować auto. Podjechałam do mojej ulubionej stacji paliw, zatankowałam auto, wsiadłam, przekręciłam kluczyk, ale auto ani drgnęło! Co jest u licha? Pomyślałam wściekła. Na szczęście był wieczór, nikt za mną nie stał, poszłam zadzwonić po pomoc drogową, która pojawiła się w ciągu kilkunastu minut. Pan od pomocy sprawdził autko, i stwierdził, że poszedł pasek klinowy. Wymienił go, i po chwili mogłam już pojechać spokojna do domu. Rano w niedzielę stwierdziłam, że pojadę na Mszę Świętą, a po niej pojedziemy po przyjaciółkę, i od niej prosto wyruszymy na Niemcy. Takie były plany, ale gdy wyszłam z Kościoła, wsadziłam kluczyk do stacyjki, a moje auto ani drgnie! O żesz twoja mać! Co znowu? Beształam się w myślach, by za bardzo nie klnąć, bo jakby nie było wyszłam niedawno z domu Bożego. Nie pozostało mi nic innego jak zadzwonić po pomoc drogową, która i tym razem szybko dojechała. Pan monter znowu auto "przebadał" i z radością mi oznajmił, że poszedł pasek klinowy, który oczywiście wymienił. Hmm...Noblistka Szymborska twierdziła w jednym z moich ulubionych wierszy, że nic dwa razy się nie zdarza, a tu doopa! U mnie dwa razy pod rząd! I to w niecałe 24 godziny! Lekko zaniepokojona powiedziałam panu monterowi, że wczoraj wieczór przytrafiło mi się to samo, że tamten pan też mi wymienił pasek, a ja dzisiaj zaraz wybieram się w podróż, i co mam z tym fantem zrobić? Pan monter zapewnił mnie, że już teraz nic się nie stanie, bo założył go idealnie, był jeszcze taki miły, że dopompował mi powietrze w kołach, bo troszkę za mało miałam, i stwierdził, że auto jest gotowe na podróż. Uspokojona, podziękowałam za fachowość, i ruszyliśmy z kopyta po Basię, która nas oczekiwała. Zabrawszy ją z domu, po drodze opowiedziałam jej co mi się wczoraj i dzisiaj przytrafiło, ale że może być spokojna, bo ten monter z dzisiaj posprawdzał wszystko dokładnie. W aucie leciała świąteczna muzyczka, opowiadaliśmy sobie dowcipy, było wesoło dopóki nie wjechaliśmy do Niemiec. Pogoda tuż za samą granicą okazała się tragiczna. Lał taki gęsty deszcz, że musiałam zwolnić, bo wycieraczki ledwo nadążały usuwać go z szyby, a widoczność była prawie zerowa. Troszkę nam to popsuło humor...ale co tam! Liczyło się to, że będziemy na świątecznym jarmarku, zjemy ciepłe kiełbachy i popijemy grzańcem. W końcu od czego są parasolki, które akurat zawsze wożę w bagażniku. Jadąc tak trochę w ślimaczym tempie zauważyłam, że mamy już tylko dwa kilometry do naszego docelowego miasteczka, ale w pewnym momencie poczułam, że dzieje się coś z moim autem. Światła zaczęły gasnąć, motor też, ledwo udało mi się na ostatnim wydechu zjechać na pobocze. Miny nam jeszcze bardziej zrzedły. Wszyscy patrzyliśmy na siebie z politowaniem, nie wiedziałam co się stało. W tym deszczu wyszłam na zewnątrz oblukać co się dzieje pod maską auta. Jestem dosyć dobrym kierowcą, ale na mechanice znam się tyle co kot napłakał. Wiem jak sprawdzić poziom oleju, wiem gdzie wlać ten olej i wodę do chłodnicy, i na tym moja wiedza się kończy. Innymi sprawami dotyczącymi środka auta zajmuje się mój prywatny mechanik Józiek. Nie pozostało mi nic innego jak ponownie zadzwonić po pomoc drogową. Pani z mojej centrali, gdzie mam ubezpieczone auto od pecha na drodze, powiedziała mi, że wyślą zaraz do mnie pomoc ze strony niemieckiej, tylko troszkę muszę poczekać, nawet do godziny. O moim nastroju nie będę wspominać, nie starczyłoby cenzuralnych słów, aby w łagodny sposób go opisać. Wsiadłam do auta, i w milczeniu czekaliśmy, aby w końcu ktoś podjechał. Gdzieś tak po godzinie wreszcie pojawiła się pomoc. Pan Niemiec grzecznie się przywitał, zapytał co się stało, a gdy wyjaśniłam w czym rzecz zabrał sie do kontroli. Deszcz nadal padał więc wyjęłam parasol, aby pan monter nie zmókł jak kura. Mój gest bardzo mu się spodobał, i po chwili już wiedział, co się stało. Oczywiście nikt by nie zgadł, że to znowu poszedł pasek klinowy!! Normalnie myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Pan widział moje zdenerwowanie, i uspokoił mnie, że da radę go naprawić. I zrobił go. Auto zapaliło, wszystko chodziło jak trzeba, więc od razu i humor nam powrócił. Podziękowałam panu mechanikowi, i zapytałam, czy teraz dojadę w końcu do tego Kleve na świąteczny jarmark. Było już dobrze po godzinie szesnastej, i powoli się już ściemniało. W tym momencie pan spojrzał mi bardzo głęboko w oczy, i bardzo spokojnym głosem odpowiedział: auto ma teraz pani sprawne, ale proszę zawrócić do Holandii, bo nigdy nie wiadomo co się może stać. Wystraszyłam się jego słów, i chyba to zauważył. Powiedział, że mogę pojechać dalej, ale jak będziemy wracać, a coś takiego nam sie znowu przydarzy, będziemy stać po nocy gdzieś w szczerym polu. Ten argument o staniu gdzieś w ciemnościach, być może bez zasięgu, wystarczył, by oznajmić moim współpasażerom, że właśnie nasza wycieczka w Germanii dobiega końca. Wiele się nie namyślając zawróciłam na środku drogi, i odjechaliśmy w stronę Holandii. Basia absolutnie nie miała mi za złe, że zrezygnowałam z dalszej jazdy, i ustaliliśmy, że po drodze zatrzymamy się gdzieś na obiadek. Już po stronie holenderskiej pojechałyśmy do polskiej restauracji, gdzie u pani Zosi pojadłyśmy góralskich specjałów. Bez problemu wróciliśmy do naszego miasta. Odwiozłam przyjaciółkę do domu, po czym z synem zaplanowaliśmy, że zrobimy sobie grzańca, i obejrzymy jakiś fajny film. I tak też się stało. Włączyłam niemiecką stację w telewizorze, bo tam zawsze w niedziele adwentowe lecą fajne filmy świąteczne. Akurat zaczęły się niemieckie wiadomości. Popijaliśmy pyszne winko oglądając je. Pierwszą informacją którą w tych wiadomościach podano, było to, że kilka godzin wcześniej, na jarmarku Bożonarodzeniowym w Kleve doszło do ogromnej tragedii. Przy kramie z kiełbaskami wybuchła butla z gazem zabijając kilkanaście osób i wiele raniąc. Słysząc to, jednocześnie z synem stanęliśmy na równe nogi patrząc z niedowierzeniem raz na siebie raz na telewizor. Po tej informacji wiedziałam już dlaczego nie mogliśmy dojechać na ten jarmark. Płacząc wyszłam na balkon. Spojrzałam w górę, i podziękowałam moim rodzicom w niebie (a w szczególności mojemu tacie) za ich opiekę. Przypomniało mi się jak tato zawsze mnie uczył rozróżniać paski w aucie mówiąc: pamiętaj jak ci się zepsuje pasek klinowy to nic takiego nie jest, możesz go naprawić nawet rajtuzami pończochowymi, ale jak pójdzie ci pasek rozrządu, to ani Boże nie pomoże, auto kaput...
Od tego czasu nigdy więcej nie miałam problemu z autem, zwłaszcza z paskami, a jednocześnie przestałam wierzyć w przypadki. Za to głęboko wierzę w Opatrzność Boską...

piątek, 8 grudnia 2023

Świąteczne przepisy: Makowiec



 W moim domu zawsze na święta piekło się dużo ciast i ciasteczek, pierniczków czy rożków. Zawsze podpatrywałam mamę i babcię jak piekły te pyszności. Swoje pierwsze ciasto upiekłam gdy miałam 12 lat Dwa lata później to ja samodzielnie wyręczałam z pieczenia Mamę. Rodzina, znajomi nie mogli wyjść z podziwu, że robię tak smaczne wypieki, torty czy różne ciasta. Dzień i noc przed Wigilią spędzałam na pieczeniu. Wszyscy spali, a ja "wyżywałam" się w moim królestwie. Zawsze towarzyszyła mi cichutka "Muzyka nocą" w polskim radio, i cudowna kolęda puszczana o północy "Jest taki dzień" w wykonaniu czerwonych Gitar. Upieczone ciasta zanosiłam do mojego pokoju robiąc wystawkę na ławie. Gdy domownicy wstawali ja kładłam się na chwilkę, by zmrużyć oko, ale drugim widziałam jak oni na paluszkach wchodzi, i oglądali moją pracę. Czasami coś skubnęli, podkradli pierniczka, pomrukiwali z zadowolenia, a ja w pół śnie czułam tę radość, że mogłam ich uszczęśliwić. Mam wiele wspaniałych przepisów na różne okazje, ale jeden z nich "półkruche rożki z powidłami śliwkowymi i lukrem" został zaadaptowany przez wszystkich moich członków rodziny i znajomych. Ja i moje siostry pieczemy je co najmniej raz w roku właśnie na święta. Dzisiaj podam Wam linka na pysznego makowca zawijanego. Przepis nie jest mój, ale ja czasem z niego korzystam. Może komuś się przyda. Smacznego 🙂 

https://aniagotuje.pl/przepis/makowiec-zawijany

środa, 6 grudnia 2023

Wspomnienia


 Witam, witam! Czy u Was trwają też gorące przygotowania do jednych z najważniejszych świąt w roku? W moim domu (wyniosłam to ze swojego domu w Polsce) ozdabianie rozpoczyna się zaraz po świętym Mikołaju. Mama zawsze rozpoczynała porządki, my dzieci wieczorami z tatą tworzyliśmy piękne ozdoby w postaci łańcuchów, wycinanek, malowaniu orzechów na złoty kolor, robienie zawieszek na cukierkowych soplach i cukierkach i malutkich jabłuszkach. Często gęsto o tej porze leżał śnieg, a w naszej kuchni buzował ogień pod piecem. Życie toczyło się zazwyczaj w kuchni, która była duża. Było cieplutko, bezpiecznie choć na dworze czasami było minus 20 albo minus 30 stopni. Choinkę tato ścinał własnoręcznie w lesie, na tydzień przed świętami. Tato mocował ją na krzyżaku i umieszczał w centralnym miejscu, Pod choinką stała piękna papierowa szopka, którą kiedyś wysłał nam brat mamy mieszkający w zachodnich Niemczech. To dzięki niemu nasze święta były obfite w bakalie, kakao, cukierki, czekolady, i inne pyszności, których w Polsce wtedy prawie nie było. Mama zawsze organizowała cytrusy, których zapach do dzisiaj przypomina mi atmosferę Świąt Bożego Narodzenia. Przypominają mi wspólne momenty, gdy po świątecznej kolacji 24 grudnia, zanim przybył Gwiazdor z prezentami, siedzieliśmy przy stole śpiewając kolędy, a mama brała jedną pomarańczę, delikatnie obierała ją ze skórki, dzieliła na pięć cząstek (tyle nas było) i kładła nam na talerzyki. Boże, co to był za cudowny smak! Po zjedzeniu tego pysznego owocu, Mama kazała Ojcu wyjść z nami na dwór, zobaczyć czy wyszła już pierwsza Gwiazdka. Był to subtelny sposób, aby poukładać prezenty pod choinką. Potem nakładała płaszcz i wychodziła za nami, usprawiedliwiając się, że musiała posprzątać talerze ze stołu. Gdy wracaliśmy do domu z radością rzucaliśmy się pod choinkę szukając swoich prezentów. Ja, jako mądralińska dziwiłam się, że "akurat Jezusek (tak też nazywaliśmy Gwiazdora) musiał przynieść prezenty jak nas nie było!!" Mama rozkładała ręce i mówiła "może uda nam się zobaczyć Jezuska w przyszłym roku??". Głęboko w to wierzyłam do momentu, gdy kiedyś w piwnicy podczas myszkowania znalazłam zapakowane prezenty, które potem znalazły się pod choinka. Brat dawno o tym wiedział, ale zachował dla siebie tę wiedzę abyśmy mogły dalej wierzyć w magię Bożego Narodzenia. Nie wiem jak ten przekręt odkryły moje młodsze siostry, ale pewnie też siedziały cicho. Później same kupowałyśmy rodzicom prezenty. Zazwyczaj były to perfumy "Być może" i apaszka dla Mamy, a tato co roku dostawał piękny nowy krawat, krem do golenia czy spinki do mankietów. U nas w domu było raczej tak, że słodycze, owoce książki, bajki dostawaliśmy na Mikołaja, a pod choinka były to bardziej użyteczne rzeczy i droższe zabawki. Wszystko było przemyślane. Rodzice mimo, ze ciężko pracowali zadbali o to, aby ten czas przygotowania do świat czegoś nas nauczył, a w same święta abyśmy czuli radość z przyjścia Zbawiciela na świat. Tego uczyłam też mojego syna i chce jeszcze nauczyć moje wnuki, by również mocno jak ja mieli co wspominać, gdy pozostanie po mnie tylko pusty talerz przy wigilijnym stole...

Święty Mikołaj A.D. 2023


 

Ludzie zamiast utrzymywać swoje tradycje i zwyczaje dają się ogłupiać mass mediom. Zatracają swoją tożsamość, dobrowolnie oddają swoją wolność, na którą pracowały pokolenia. Gwiazdy showbiznesu, celebryci, którzy mają być autorytetami pier...pieprzą na swoich socjal mediach takie farmazony, że aż płakać się chce. Tak zrobiłam sobie poranny przegląd w sprawie obchodzenia dnia świętego Mikołaja. Wszyscy, ale to dosłownie wszyscy twierdza, że dzisiaj przyleci do dzieci Mikołaj z Northpoolu na swoich saniach z reniferami i przyniesie paczki. Do załączonych fotek czy obrazków wrzucają wizerunek wykreowanego przez znany koncern skrzata w wersji XXL, który wita wszystkie dzieci znanym ho ho ho!
To jest chore!! Jeszcze chwila i nikt nie będzie pamiętał, że dzisiaj celebrujemy nie Santa Clausa, ale świętego Mikołaja, biskupa, który żył kiedyś naprawdę! Święty Mikołaj, zanim faktycznie został kanonizowany na świętego, był biskupem Miry Licyjskiej i zdobył sławę dzięki dobrym uczynkom. Duży wpływ na jego wychowanie miał jego stryj, również biskup Miry, z rąk którego Mikołaj otrzymał święcenia kapłańskie. Był też uznawany za cudotwórcę, o czym świadczą liczne legendy. Jedna z nich mówi, że gorącą modlitwą uratował rybaków podczas sztormu. Inna, że wstawił się za niesłusznie skazanymi na śmierć urzędnikami, a jedno z miast ocalił od głodu. Uratował również trzy ubogie panny przed złym losem, ofiarowując im posag. Święty Mikołaj jest patronem wielu państw, miast i zawodów. Patronuje on Albanii, Grecji, Rosji, Antwerpii, Bydgoszczy i Elblągowi, a także wytwórcom guzików, cukiernikom, piekarzom, gorzelnikom i piwowarom, kierowcom oraz pannom szukającym kandydata na męża.
Nie róbcie swoim dzieciom wody z mózgu, uczcie ich szacunku do prawdy, rozdzielajcie ziarno od plew, bo przez takie lekceważenie historii świat i ludzkość dąży do samozagłady.
Życzę wszystkim z okazji Mikołaja więcej roztropności, mądrości i siły, by nie dać się zwariować.
Santa Claus przyleci do Was 24 grudnia, chociaż to już inna historia...i inna para kaloszy...

niedziela, 3 grudnia 2023

1 Adwentowa Niedziela A.D. 2023


 

Adwentowa modlitwa

W adwentowym czekaniu
gdy przycichł świat cały:
uwielbiam Cię, Jezu,
Panie godzien chwały.

Uwielbiam Cię: w myśli,
w modlitwie i w śpiewie.
Oddaję Ci, Jezu,
dziś samego siebie.

Chcę Ci przygotować
w sercu swoim drogę,
bo tęsknię za Tobą,
mym Panem i Bogiem.

Zobacz – adwentowe płoną
dla Ciebie lampiony.
Przyjdź więc Panie Jezu
i bądź uwielbiony!

poniedziałek, 20 listopada 2023

Stara Dusza i Nowe Fakty

 Czasem bezsenne noce są po coś. Na przykład moja dzisiejsza bezsenna noc pozwoliła mi na wiele przemyśleń i przelanie ich literalnie. Jak się nie znudzi po kilku zdaniach to dziękuję za wytrwanie do końca. Miłego czytania. Dajcie znać czy ktoś z Was też jest taką "starą dup...to znaczy duszą" jak ja. :-)

Jestem tu na ziemi starą duszą, i prawdopodobnie jestem na ostatnim etapie ziemskiego życia. W moim ostatnim wcieleniu mam przekazać całą swoją mądrość innym. To taka misja "starej duszy". Często Od różnych ludzi słyszę, że jestem "starą duszą" ale wtedy nie za bardzo rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi. Nawet moja numerologia zdaje się to potwierdzać. Jestem numerologiczną dziewiątką. Stare dusze to najczęściej cierpiące istoty. Są tu na ziemi po to, aby inni brali od nich lekcje. Za swoje dobre serce zamiast nagrody otrzymują często baty w postaci zdrady (bardzo często od najbliższych im osób, które kochają)a które ranią ich najbardziej. Głęboko dotknięci, potrafią się wycofać w samotność, nigdy nie mszcząc się za nic. To najbardziej pokorne osoby, które całym sercem kochają świat, ludzi i zwierzęta, a w zamian pragną tylko...by ich również kochano. W taoizmie mówi się o dziesięciu znakach świadczących o tym, że ktoś jest "starą duszą". Pierwszy z nich to, że stare dusze to niezwykli empaci, którzy odczuwają wszystko silniej, potrafią wyczuć emocje innych, są wyrozumiali, wybaczający i troskliwi. Czasem wydaje się wręcz, że niosą na swoich barkach cały ciężar tego świata. Osoba, która ma starą duszę, zawsze była dojrzalsza od swoich rówieśników – już jako dziecko. Stare dusze lubią poważne rozmowy, filozoficznie patrzą na świat i poważnie podchodzą do życia. Ja taka zawsze byłam. Stare dusze dużo myślą. Często za dużo – nadmiar myśli potrafi ich czasami przytłaczać. O czym myślą? O wszystkim! Swoim życiu, przyszłości, świecie... Ich  myślenie może czasem męczyć, ale dzięki niemu potrafią dostrzec i zrozumieć więcej, niż większość. Stare dusze kochają wszystko, co jest vintage. Często wracają do wspomnień z przeszłości. Trendy nie są dla nich, co sprawia, że przez innych mogą być uważani za staromodnych. Ale oni po prostu kochają historię i wszystko z duszą – nowoczesność ich nie pociąga, ale też od niej nie uciekają. A co najważniejsze wcale się tego nie wstydzą – doskonale wiedzą, kim są i są wierni swoim wartościom oraz zainteresowaniom.Ludzie cenią stare dusze za to, że potrafią słuchać, za to że są wrażliwi i empatyczni, dzięki czemu inni potrafią się im zwierzać. Oprócz tego stara dusza jest doskonałym rozmówcą, z którym można poruszyć praktycznie każdy temat. Są również znani z tego, że snują fantastyczne opowieści.Stare dusze to często osoby wyjątkowo kreatywne. Uwielbiają tworzyć, wyrażają się poprzez pisanie, muzykę czy sztukę (i inne) oraz potrafią dostrzec piękno dosłownie we wszystkim. Ich kreatywność widać również po ich mieszkaniach czy ubiorach. Często się wyróżniają! Stare dusze często mają wrażenie, że nie pasują do współczesnego świata i śą inni, niż ludzie w ich otoczeniu. Ich inność sprawia, że czasem są wyobcowani i samotni. Szukają  przynależności i podobieństwa, ale gdy już znajdą kogoś, kto myśli podobnie, czują się wtedy bezpieczni i szczęśliwi. Znajomi starych dusz cieszą się z awansów, dalekich podróży i nowych mieszkań. A oni? Oni są osobami, które czerpią radość z małych rzeczy. Są jedną z tych osób, które odczuwają największą radość, gdy deszcz stuka o szyby, czytają ciekawą książkę lub pija kawę w klimatycznej kawiarni. Niewiele potrzeba im do szczęścia, bo doskonale wiedzą, że tkwi ono w drobiazgach. Odczucia i doświadczenia są dla nich ważniejsze, niż rzeczy materialne. Stare dusze  mają niesamowitą  intuicję, która rzadko ich zawodzi. Często mają przeczucia wobec innych osób i łatwiej jest im podjąć ważne decyzje. Z intuicji starej duszy korzystają też inni. Dostrzegają ją  inni ludzie, którzy potem proszą starą duszę o radę. Stara dusza może poszczycić się cennym połączeniem intuicji, empatii i obserwacji. Stare dusze to osoby, którą chcą coś po sobie pozostawić – niekoniecznie materialnego. Lubią pomagać innych ludziom, uświadamiać ich, jak czerpać radość z drobiazgów, angażować się w ważne ruchy społeczne i szerzyć cenne wartości. Często są bowiem świadome swojej inności i pragną dobrze ją wykorzystać. Stare dusze nie chcą być w związku tylko po to, by mieć partnera, potrzebują miłości, by razem wzrastać. To dusze, które przeżyły wiele wcześniejszych doświadczeń i dlatego chcą wykorzystać to wcielenie na Ziemi do ewolucji, nie lubią tracić czasu.Stare dusze mają emocjonalne rany z tego i innych żywotów. Normalnie te dusze są wzmocnione tym doświadczeniem, ale nie znajdują łatwego życia w tym wcieleniu, mają wiele wyzwań do pokonania, niektóre bardzo bolesne. Dlatego są bardzo ostrożni, ponieważ nie chcą znowu cierpieć. Aby nawiązać z kimś relację, muszą czuć, że osoba ta jest wystarczająco dojrzała, aby zrozumieć swoją ścieżkę i ewolucję.
Stare dusze potrzebują partnera, który chce być u ich boku, który je szanuje i rozumie.
Nie mogą być z ludźmi, którzy oszukują, posiadają, obciążają lub ograniczają.Dlatego najczęściej po jednej porażce lub zawodzie miłosnym wolą być samotne. Tak też było w moim przypadku. Zamiast szukać "nowego" tatusia mojemu synowi, wolałam swoją energię oddać jemu całkowicie. Właśnie taka jest "stara dusza", która rezygnuje z własnych potrzeb i marzeń, na rzecz tych, których kocha.

 

czwartek, 2 listopada 2023

Dla Was - Ode mnie


 

„Zaduszki”
W dniu Zaduszek,
W czas jesieni,
Odwiedzamy bliskich groby,
Zapalamy zasmuceni
Małe lampki – znak żałoby.
Światła cmentarz rozjaśniły,
Że aż łuna bije w dali,
Lecz i takie są mogiły,
Gdzie nikt lampki nie zapali.
W. Broniewski

środa, 11 października 2023

Powrót do 2012 roku


 

Co prawda, ta historia wydarzyła się 11 lat temu, ale zawsze mnie rozśmiesza jak sobie ją przypomnę.
***********************************************
Deventer, 11.10.2012
Towar dzisiaj już przyjęłam, klientów obsłużyłam, więc mam trochę czasu przed popołudniowym boomem. Przyjechał dzisiaj do mnie kolega i podarował mi butelkę Mioduli Prezydenckiej, bo bardzo zmartwił się tym, że jestem chora. Z Miodulą - jest to pyszna wódka na bazie miodu - mam też bardzo fajne wspomnienia z zeszłego roku. Otóż, gdzieś w tym samym czasie jesiennej pluchy złapała mnie grypa. Ponieważ chciałam się bardzo szybko wykurować, jednego wieczora wsadziłam nogi do miski z bardzo gorącą wodą, w której rozpuściłam kilo soli atlantyckiej. Przypadkowo miałam w barku zakupioną - u Pani Zosi w restauracji "Kleine Zakopane" - Miodulę trzymaną na specjalne okazje. Ponieważ wódka ta do tanich nie należy, więc była naprawdę przeznaczona do spożywania jako "lekarstwa". Podczas tego moczenia nóg pomyślałam sobie, aby wzmocnić proces samouzdrawiania właśnie kieliszeczkiem tego przedniego trunku, co też niezwłocznie uczyniłam. I kiedy ja, drobnymi łyczkami delektowałam się pyszną Miodulką, wszedł mój syn do pokoju spoglądając ze zdziwieniem to raz na mnie, to raz na stojącą przede mną butelkę ze złotym płynem. Oczywiście padło z jego strony magiczne pytanie od kiedy to ja piję wódkę, bo jakoś sobie nie przypomina bym to do tej pory czyniła. Odrzekłam więc mojemu juniorowi, że jest to sytuacja wyjątkowa, i nie spożywam żadnego alkoholu, tylko "niezwykle lekarstwo", aby przyspieszyć mój proces zdrowienia. Dodałam też, że sól wyżre chorobę od dołu, a Miodula od góry, więc na bank następnego dnia będę zdrowa jak rybka, co też się i stało! Nazajutrz Junior nie mógł wyjść z podziwu, że choroba mnie tak szybko opuściła. Niestety, u nas w domu bywa tak, że jak panuje jakaś epidemia, to przechodzimy ją kolejno albo ja pierwsza a junior drugi, albo na odwrót. Tamtym razem ja byłam pierwsza chora, a kilka dni później grypisko dorwało i Juniora.
Po powrocie ze szkoły zadzwonił do mnie z pytaniem, co ma zrobić, bo strasznie kaszle i jest mu zimno. Oczywiście kazałam mu nalać do miski gorącą wodę, rozpuścić w niej kilo soli atlantyckiej (którą zawsze mam w pogotowiu, w swojej domowej apteczce) moczyć w tym roztworze nogi, zażyć tabletkę Gripex (to nie jest lokowanie produktu!) a później wskoczyć pod kołdrę. Junior podziękował i obiecał zastosować się do moich rad. Kiedy wróciłam po kilku godzinach z pracy do domu, zastałam widok niezwykły, który wprowadził mnie w stan osłupienia! W salonie, na sofie siedział mój synuś okryty szczelnie puchową kołderką, z nogami w misce, z buzią czerwoną jak dojrzałe jabłuszko, a na ławie przed nim stała opróżniona w całości (!!!) butelka mojej drogocennej Mioduli! Na pytanie co to ma znaczyć, synuś odpowiedział, że zamiast Gripexu pełnego chemii, wolał wypić to "cudowne lekarstwo", które kilka dni temu mnie tak szybko i skutecznie uleczyło. Kiedy z wyrzutem spytałam dlaczego wyżłopał całą butelkę zamiast jednego kieliszeczka, odpowiedział z rozrzewnieniem w głosie: - A tego to już mi nie powiedziałaś, ile należy wypić tych kieliszków! Było dobre, to sobie popijałem i nawet nie wiem kiedy się skńoczyło! A jak pojedziemy do Pani Zosi to se kupisz nową - nie rób dramy! A po drugie...no chyba chcesz, żebym jutro był zdrowy i poszedł na zajęcia?? No jasne, że chcę...i odpuściłam darcia japy na chorego.
Następnego dnia synuś nie poszedł jednak do szkoły, bo miał swojego pierwszego w życiu kaca, takiego jak stąd do Zakopanego!
Jaki z tego morał? Rodzice! Trzymajcie lekarstwa z daleka od dzieci! 😉

piątek, 1 września 2023

Back to School

Witajcie! Też macie czasami taki dzień, że wyłącza się Wam "myślenie"? Bo ja mam tak na przykład dzisiaj 🙂 Za oknem szaro i buro i deszczowo - zero słonka! Kurier dostarczył mi dzisiaj paczkę z Amazona, która miała właściwie dojść wczoraj, ale nic to, ważne że dojechała. Ostatnio zrobiło mi się bardzo ciasno w pracowni, więc postanowiłam ją trochę stuningować i posprzątać. Ha! tak to się ma jak ciągle coś się dokupuje do wyrobu moich żywicowych projektów. Ale basta...lubię nieład ale tylko kontrolowany, a tu już po mału nawet przejść się nie da. 🙂 Ale ja nie o tym chciałam mówić, chociaż ma to związek z tym co widzicie na fotkach. Więc jak już wspomniałam przyszła w końcu ta moja paczka, a w niej pięknie kompaktowo poskładane części do tego co widać jako efekt końcowy na fotkach: czyli takie pudełka gdzie będę mogła upchać ten mój bałagan w pracowni! 😁😂😁Mam nadzieję, że dotrwałeś/aś do tego momentu, bo teraz zaczyna się najfajniesze. Na stronie gdzie zamawiałam te pudełka pisali, ze złożenie tych osmiu pudełek zajmnie mi 10 minut, bo jest tak proste jak kiedyś budowa cepa. Myślę sobie: jaaa? fachura od wszystkiego z takimi pudełeczkami poradzę sobie w pięć minut! I zabrałam się do dzieła...Hmmm...no cóż wzięłam złożone korpusy i położyłam na krześle, aby sobie usprawnić robotę. Do tych korpusów należało dołączyć tył pudełka i drzwiczki z przodu. Biorę pierwszy korpus i pierwsze drzwiczki, próbuję to jakoś wcisnąć, ale widzę, że na tych korpusach z jednej i drugiej strony wystawają takie duperelniki, które nijak nie pasują do dziurek w drzwiczkach choćbym nie wiem jak je tam chciała wsadzić! I tu zaczynają się schody...Biorę pudło, w którym znajdowało się to wszystko i szukam jakiejś instrukcji obsługi, ale nie ma jej! Zero, nic, niente! Wkurzona lecę na Amazona i szukam tego produktu, bo tam przeważnie są obrazki co jak składać. I było! Ale takie maciupeńkie, że nawet lupka w laptopie nie pomogła. Przeleciałam ją (tą instrukcję!) pobieżnie i okazało się, że te wystające duperelniki nie są tam po nic. Należało je zgiąć i wcisnąć na to drzwiczki! Jak zrobi klik to będzie gotowe! Oczywiście zawstydziłam się sama przed sobą, że pozwoliłam sobie na spadek mojej wrodzonej super inteligencji (ha ha ha!) i czujności (hohoho!) i czym prędzej zabrałam się za składanie. Szło z początku opornie, ale udało się mi cztery złożyć w godzinkę. Ucieszona spróbowałam je ustawić jedną na drugie...i tu się znowu zaczęły schody...bez poręczy oczywiście...Jak złożyłam jedno - drugie wypadało, jak złożyłam trzecie, to te pierwsze i drugie wypadało i tak bez końca. Czwarte pizgłam na podłogę. To, że poleciała wiązka jak u szewca to nie muszę Wam mówić, ale powiem. I nie była to tylko jedna wiązka! Jak już sobie ulżyłam, siadłam na krześle i zaczęłam rozmyślać o moich wnukach. Zaczęłam się rozpływać na myśl, ze zobaczę je znowu w niedzielę, przy okazji na spokojnie oglądając te wszystkie elementy składanki. i nagle...łup! Jakby mi ktoś kijem bejsbolowym pojechał po bańce! No przecież miało być "klik" a nie było, więc coś poszło nie tak! Tylko co? I znowu mnie olśniło: to sprawa tych duperelników! Ja je wywinęłam na ZEWNĄTRZ...a co będzie jak wcisnę je do WEWNĄRZ? Najpierw na pierwszy ogień poszły te cztery już PRAWIE (a jak wiadomo prawie robi różnicę!) zrobione, a potem to już było: klik klik klik klik! 😂😂🤣🤣Ale najfajniejsze zostawiam na koniec: jak już brałam przedostatni korpus patrzę i oczom nie wierzę: leży sobie na ostatnim korpusie piękna ilustrowana instrukcja obsługi z obrazkami, strzałkami i wszystkimi informacjami...co i jak zrobić, aby w ciągu 10 minut to wszystko złożyć. Ekhem! Idę ogarnąć pracownię! Tudulu! 😂😁🤣🤣



 

wtorek, 15 sierpnia 2023

Matki Boskiej Zielnej A.D. 2023


 

W Matkę Boską Zielną
 
🌿🌺☘️🌼🍀🌷🌱🌺🌾🌺🍀🏵️🌿
Kwiaty z pół okolicznych uszczknięte i zioła,
Przenajmilsze ofiary pracowitej wioski
Przyniosły swe zapachy do wnętrza kościoła,
Przyniosły przed oblicze dobre Matki Boskiej.
W górze jako głos starczy, organ przepowiada,
W dole z piersi ludu płynie pieśń kościelna,
U stóp Twych, jasna Pani, wieś swe dary składa,
O pół rządczyni mądra, o królowo zielna.
Przed ołtarzem ksiądz szepcze łacińskie wyrazy,
Woń kwiatów coraz żywiej nad głowy się wznasza:
Ochraniaj nas od klęski, chorób i zarazy,
Królowo ziół przedziwna, pół rządczyni nasza!
Rozśpiewały się usty, organ wciąż przewodzi,
Ten w piersi się uderza, ten znak krzyża czyni:
Obraniaj nas od wojny, ognia i powodzi.
O ziół królowo można, naszych pól rządczyni.
 
Wacław Rolicz-Lieder
 
🌿🌺☘️🌼🍀🌷🌱🌺🌾🌺🍀🏵️🌿
Dzień święty uświęcony. Msza o 9.30 rano w Kościele St. Nicolaas w Schalkhaar zaliczona. Tłumów nie było, ale święto to jest w Holandii obchodzone tylko w Kościele, i poza Katolikami nikt go tu nie obchodzi ani nawet nie wie o jego istnieniu. W Polsce obchodzimy 15.08 podwójnie świątecznie, ponieważ nie można zapomnieć o Dniu Wojska Polskiego i uroczystościach z tym dniem związanych. Defilady, pokazy wojskowe, pikniki rodzinne, a wszystko przy akompaniamencie orkiestr wojskowych i takowej muzyki. Właśnie takowe oglądam w TVP1. A wracając do drugiego święta to jest to Wniebowstąpienie Matki Boskiej lub też inaczej zwane święto 🌿🌺🌱🌿 Matki Bożej Zielnej 🌿🌺🌱🌿 Bardzo piękne i tradycyjne polskie święto za którym zawsze tęsknie, bo uwielbiałam Odpusty. Z sentymentem wspominam trocinowe piłeczki, wiatraczki, diabełki z jęzorem, kapiszony czy pistolety na korki kupowane na straganach przy naszym lewińskim Kościele. Nie mogło też zabraknąć waty cukrowej. Kto pamięta te czasy? 🙂
🌺Pozdrawiam świątecznie🌺