niedziela, 18 maja 2014

70 lat minelo... od Bitwy o Monte Cassino


"Czerwone maki na Monte Cassino"

Czy widzisz te gruzy na szczycie?
Tam wróg twój się kryje, jak szczur!
Musicie! Musicie! Musicie!
Za kark wziąć i strącić go z chmur!

I poszli szaleni, zażarci,
I poszli zabijać i mścić!
I poszli jak zawsze uparci!
Jak zawsze za honor się bić.

Czerwone maki na Monte Cassino,
Zamiast rosy piły polską krew…
Po tych makach szedł żołnierz i ginął,
Lecz silniejszy od śmierci był gniew!

Przejdą lata i wieki przeminą,
Pozostaną ślady dawnych dni!…
I wszystkie maki na Monte Cassino
Czerwieńsze będą, bo z polskiej wzrosną krwi!

Runęli przez ogień straceńcy!
Niejeden z nich dostał i padł…
Jak ci, z Samosierry szaleńcy!
Jak ci, spod Rokitny, sprzed lat!

Runęli impetem szalonym
I doszli!… I udał się szturm!
I sztandar swój biało-czerwony
Zatknęli na gruzach, wśród chmur!

Czy widzisz ten rząd białych krzyży?
To Polak z honorem brał ślub!…
Idź naprzód!… Im dalej… Im wyżej…
Tym więcej ich znajdziesz u stóp!

Ta ziemia do Polski należy,
Choć Polska daleko jest stąd,
Bo wolność… krzyżami się mierzy!
Historia ten jeden ma błąd!

Pieśń Czerwone maki na Monte Cassino powstała w nocy z 17 na 18 maja 1944 roku, na kilka godzin przed zdobyciem klasztoru w siedzibie Teatru Żołnierza Polskiego przy 2 Korpusie Sił Zbrojnych w Campobasso, gdzie artyści występowali dla 23 Kompanii Transportowej. Autorem słów był Feliks Konarski (znany pod pseudonimem artystycznym Ref-Ren), żołnierz 2 Korpusu, przed wojną śpiewak operetkowy i kompozytor piosenek.
W czasach PRL-u pieśń oficjalnie nie istniała, w najgorszych latach stalinowskich jej śpiewanie było zakazane. Jednak Polacy doceniali jej wartość- ilekroć usłyszeli jej melodię, stawali na baczność, a mężczyźni zdejmowali czapki. Oddawali w ten sposób hołd bohaterom, o których władze zabraniały mówić. Męstwo żołnierzy miało być zapomniane, a ich wodza- gen. Andersa ośmielano się nazywać zdrajcą.
Przyszły inne czasy. Polacy odwiedzają odbudowany klasztor na Monte Cassino, przychodzą na polski cmentarz. Spoczywa na nim 1072 poległych żołnierzy Rzeczypospolitej wszystkich jej wyznań: katolików, grekokatolików, prawosławnych, protestantów, żydów i mahometan – w większości wyprowadzonych przez gen. Andersa z „nieludzkiej ziemi”, z sowieckich łagrów. Uwage przykuwa napis- prośba przy cmentarnej bramie: „Przechodniu, powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie.” Jest to wlasciwie przetransformowany epigram Symonidesa z Keos na grobie Leonidasa: "Przechodniu, powiedz Sparcie, tu leżym jej syny, wierni jej prawom do ostatniej godziny." Piekna metafora porownania polskich Zolnierzy do meznych Spartan.
Niejeden raz w historii mogliśmy się przekonać, że „wolność krzyżami się mierzy” , bo wolność ma swoją cenę, bo tylko wolność tak zdobyta i odmierzona jest prawdziwą wolnością.
Dzisiaj wlasnie minelo 70 lat od tamtej strasznej choc zwycieskiej bitwy. Maki na Monte Cassino nadal są czerwone – bo przeciez z polskiej wzrosły krwi.

poniedziałek, 5 maja 2014

Podroze ksztalca...a czasami wzruszaja...


Jadac dzisiaj autobusem do sklepu, przysluchiwalam sie konwersacji dwoch par starszych ludzi, zapewnie malzenstw, ktorzy siedzac na przeciw siebie, na miejscach przeznaczonych dla inwalidow komenowali dzisiejsze swieto, a mianowicie wyzwolenie Holandii.Jedna ze sarszych Pan zaczela rozmowe od tego, ze prawie w kazdym holenderskim domu wywieszone sa flagi, i ze ta Pani pamieta jak to bylo, gdy Kanadyjczycy, Amerykanie i Polacy wkroczyli do naszego miasta, i jak ludzie wiwatowali na ich czesc, jak radosnie reagowali na koniec wojny, glodu, biedy, nieprzespanych nocy, bombardowan, naglych lapanek na ulicach, rozstrzeliwan, rozstan z bliskimi. Panowie wspominali jak ukrywali sie w bunkrach czyszczac bron przed partzanckimi atakami na "Moffen" - slowo to do dzisiaj jest obrazliwym okresleniem Niemca, podobnie jak i u nas okreslalo sie "Szwaba" czy "Hitlerowca". W slowie tym zawarta jest cala nienawisc czlowieka, ktory na wlasnej skorze doswiadczyl upokorzen, od drugiego czlowieka. Druga Pani zaczela opowiesc jak to w ostatnich miesiacach wojny ludzie byli wycienczeni glodem, jak ona - 16-letnia dziewczyna - zostala sama z pieciorgiem rodzenstwa, kore ukrywala gdzies w lesie po tym, jak Niemcy rozstrzelali jej rodzicow na ich oczach. Starsza Pani wspominala jak dostala od jakichs ludzi dwa nadgnite ziemniaki, i jak je podzielila miedzy swoje rodzenswo, ktore zajadalo sie tak, jakby to byl krolewski obiad. Opowiadajac to, Staruszce lecialy lzy z oczu, podobnie jak jej Towarzyszom i mnie. Minelo tyle lat od wojny, a w nich tkwily nadal te emocje, ktore rozdzieraly ich serca. Probowalam wyobrazic sobie tych ludzi, jacy byli wowczas piekni i mlodzi, jak mogli cieszyc sie miloscia, pieknem zycia, zamiast tego, haniebnie zniszczono ich dziecinstwo, mlodosc, odarto z godnosci.
Dopiero dzisiaj sluchajac tej historii, zdalam sobie tak naprawde sprawe, ze wojna toczyla sie nie tylko w Polsce (co jest oczywistym faktem)i ze nie tylko Polacy i Zydzi byli najwiekszymi jej ofiarami. Okrucienstwo wojny dotknelo calej ludzkosci, a jej konsekwencje odczuwamy do dzis. Opowiadania mojej prababci i babci (ze strony mojego taty) o czasach wojennych niczym sie nie roznily od tej zaslyszanej dzisiaj. Sluchajac tych wszystkich opowiadan jako mala dziewczynka, plakalam nad losem tych wszystkich nieznanych mi ludzi, ktorzy gineli niewinnie w obozach koncentracyjnych, na frontach, na ulicach. Po wycieczce szkolnej do Oswiecimia wrocilam chora, jako dojrzala juz kobieta szybciej sie wzruszam, ale odczuwaj bol glebiej. Dzisiaj, w dobie gdy dziennie wyrzuca sie tony dobrego jedzenia do smietnika, historia zepsutych ziemniakow zjedzonych na surowo z najwiekszym apetytem, zapewnie rozsmieszylaby mlodziez, ale Ci ludzie to pamietali tak, jakby wydarzylo sie to wczoraj. Strach pomyslec, co to bedzie, gdy odejda ostatni swiadkowie tamtych dni, co beda pamietac pokolenia, ktore wisza tylko przed komputerem i strzelaja namietnie do wyimagowanych stworow? Kiedy wysiadalam z autobusu, pozegnalam sie glosno z tymi ludzmi, zyczac im pieknego dnia Wyzwolenia Holandii. W drodze do sklepu caly czas rozmyslalam nad ta zaslyszana historia i zastanawialam sie co My, Polacy, potrafimy zrobic z Nasza odzyskana wolnoscia? Jaki My mamy szacunek do ludzi, ktorzy kiedys bronili naszej Ojczyzny? Czy potrafimy cieszyc sie z tej wolnosci, ktora w naszej dlugiej historii, wielokrotnie nam brutalnie odbierano? Co przekazujemy naszym dzieciom dzisiaj, jaki przyklad im dajemy? Dlaczego slowo "Patriota" stalo sie staromodne i obciachowe? Nie bojmy sie swojej tozsamosci, flagi i Ojczyzny, nie bojmy sie byc dobrymi Polakami, ktorzy szanuja historie i wyciagaja z niej lekcje pokory. Szanujmy tych starych ludzi, bo gdy ich zabraknie, nikt juz nie uslyszy tych smutnych, a zarazem pieknych opowiadan z czasow, ktorych nikt nie chcialby przezyc.
Polecam tez wszystkim do poczytania przepiekna ksiazke Romy Ligockiej "Dziewczynka w czerwonym plaszczyku", ktora wlasnie koncze, i ktora tematycznie powiazana jest z moja dzisiesza historia z autobusu. Historia, ktora poruszy niejedno serce.

Czasem musisz bardzo mocno zapakować swój ból i obwiązać go sznurkiem, jak paczkę. Po prostu po to, by móc dalej żyć. A więc zakładam gruby opatrunek na moje cierpienie jak na złamana rękę.(...) Później, gdy minie trochę czasu, będę może mogła tego dotknąć tak, żeby nie sprawiało bólu. - Roma Ligocka "Roza. Obrazy i slowa"