wtorek, 6 stycznia 2015

Objawienie Pańskie...czyli witajcie Trzej Krolowie!


Troche Historii tym razem...
Według chrześcijan Objawienie Pańskie ma swoją symbolikę: jest pokłonem zarówno części świata pogan, jak i ludzi z różnych warstw społecznych oraz narodowych w ogóle (stąd dużo późniejsze przedstawienie Mędrców (Magów), jako trzech osób, z których jedna jest czarna, druga młoda, a trzecia stara, przed Bogiem Wcielonym. Wśród takiej rodziny ludzkiej narodził się Chrystus ze swą zbawczą misją, a ona w swych przedstawicielach przybyła z różnych stron, aby złożyć mu hołd. Dlatego w tradycji chrześcijańskiej jeden z magów jest czarnoskóry (od XIV w.). Uniwersalność zbawienia, ponad wszelkimi podziałami, zaakcentowana jest poprzez samą nazwę święta i jego wysoką rangę w Kościele powszechnym.
Zwyczaj święcenia tego dnia złota i kadzidła wykształcił się na przełomie wieków XV i XVI wieku. Poświęcanym kadzidłem, którym była żywica z jałowca, okadzano domy i obejście, co miało znaczenie symbolicznego zabezpieczenia go przed chorobami i nieszczęściami. W tym samym celu poświęconym złotem dotykano całej szyi. Po uroczystym obiedzie podawano ciasto z migdałem. Ten, kto go odnalazł w swoim kawałku, zostawał "królem migdałowym". Znany był też zwyczaj chodzenia dzieci z gwiazdą, które pukając do domów, otrzymywały rogale, zwane "szczodrakami". Śpiewano przy tym kolędy o Trzech Królach. Przy kościołach stały stragany, sprzedawano kadzidło i kredę. Od XVIII wieku upowszechnił się także zwyczaj święcenia kredy, którą zwyczajowo w święto Trzech Króli na drzwiach wejściowych w wielu domach katolickich pisano litery: K+M+B oraz datę bieżącego roku. Zwyczaj ten, znany również w czasach obecnych, jest błędną interpretacją łacińskiej inskrypcji C†M†B Christus Mansionem Benedicat (Niech Chrystus błogosławi temu domowi), choć święty Augustyn tłumaczy je jako Christus Multorum Benefactor (Chrystus dobroczyńcą wielu). Legenda o "trzech królach" pojawiła się w średniowieczu, stąd przyjęło się błędne odczytywanie tych liter jako imion Mędrców. Dzień ten był również zakończeniem okresu Godów, który rozpoczyna się w pierwszym dniu Święta Bożego Narodzenia, a jednocześnie początkiem karnawału.

Tym razem wiersz ksiedza Jana Twardowskiego:

Trzy Królowe

- Jestem żoną króla Baltazara -
pani Baltazarowa mówiła. -
Stale miałam z mężem kłopoty.
Baltazarku - wołałam - śniadanie!
A on patrzył w niebo jak w order złoty.
Podałam mu mleko w dzbanuszku
hojną serdeczną ręką.
Przyniosłam pięć jajek na miękko.
Nie dotknął chleba, mleka;
od śniadania do gwiazdy uciekał.
Wyruszył w noc ciemną, głęboką,
pojechał za gwiazdą wysoką.
Czekam wciąż ze śniadaniem,
ze szczypiorkiem, marchewką,
rumianą chleba przylepką.

- Jestem żoną Kaspra -
królowa Kasprowa mówiła. -
Mój mąż był niepodobny do innych.
Kotem, psem się nie cieszył,
tylko za gwiazdą się spieszył.
Tak szybko, że zapomniał
gdzie sandał, która godzina.
Choć kasłał jak chora owieczka,
pojechał w letnich majteczkach.
Jedzie przez wielkie pustynie
- zapomniał szalika na szyję.
Zanim go uczczą pomnikiem,
czekam na niego z szalikiem.

- Jestem żona króla Melchiora -
królowa Melchiorowa mówiła -
mój mąż wciąż myślał o podróży.
Nie spał, oka nie zmrużył.
Miał łóżko z kołdrą, poduszką,
lecz nie mógł zasnąć w łóżku.
Patrzył w niebo, gwiazdy rachował.
Mężu, najdroższy panie,
czekam z lekarstwem na spanie.

Trzej Mędrcy w świat wyruszyli.
Anioł wieńczy każdemu głowę.
Ze śniadaniem, szalikiem, tabletką na spanie
do dziś jeszcze czekają królowie.

z tomu "Jak tęcza co sobą nie zajmuje miejsca", 1999

Wszystkim wiele szczescia w Nowym Roku i udanego karnawalu.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Świąteczny Ból zęba...



Hurrraa!!
Akcja "Bolacy zab Jowiego" zakonczyla sie pelnym sukcesem...dentysty, ktory, go dzisiaj usunal, po dwoch tygodniach zmagania sie z bolem, konsultacjach u dentysty dyzurnego, ktory chyba w akcie desperacji tuz przed Nowym Rokiem podjal sie leczenia kanalowego, zdzierajac tym samym kase w kwocie 200 euro, i to gotowka w okienku asystentki. Nowa forma i moda. Za usluge u dentysty placisz od reki, dopiero pozniej wysylasz fakture do ubezpieczalni, czekajac az laskawie ci zwroca koszta. Ale przejdzmy do rzeczy.
Dzien przed Wigilia Juniora rozbolal zab, dodam, ze to zab trzonowy - ten ostatni - na dole szczeki. Po zazyciu Apapu Extra, jakos udalo nam sie ogarnac ten bol, bo na wizyte do jakiegokolwiek dentysty nie moglismy liczyc. Szpital przyjmowal tylko nagle wypadki zagrazajace zyciu, reszta mogla narobic w gacie z bolu, trzeba bylo zrobic termin u dyzurujacego denysty, ale dopiero po swietach. Nas, a wlasciwie Juniora szczesliwie dyzurny wpisal na Poniedzialek przed Nowym Rokiem. I tak sie cieszylismy, bo zajasnialo swiatelko w tunelu,. ze przynajmniej w Nowy Rok Junior bedzie mogl jakos normalnie funkcjonowac, cos zjesc, wypic, a nie ciagle spac. Bol zaostrzal sie, wiec do tego Poniedzialku poszly dwie paczki Apapau Extra, paczka Paracetamolu i paczka Ibuprofenu. Kiedy przyszedl czas na wizyte jakos udalo mi sie dobudzic ciagle otumanionego tabletkami Juniora, i zawiezc go do gabinetu, gdzie jak juz wspomnialam ambitny pan stomatolog najpierw zrobil rentgena szczeny, nastepnie skonsultowal to ze swoimi kolegami, nastepnie zabral sie za leczenie kanalowe (cytuje to wszystko co jest napisane na fakturze) a wszystko to w ciagu 20 minut. Wspomne rowniez, ze po zastrzyku Juniorowi zrobilo sie troszke slabo, wiec chwilke musial odpoczywac jeszcze w fotelu. Po tej calej wizycie u dyzurnego stomatologa, pani recepcjonistka - asystentka wreczyla mi szczegolowo ujeta fakture, ktora musialam uiscic kontant. Nie bylo opcji pinowania, ale na szczescie przed wizyta u nich, na stronie jak wol wystawiona byla wiadomosc, ze trzeba placic gotowka, wiec w takowa zdazylismy sie uzbroic. Dobra, pal licho kase, liczyla sie juz tylko radosc, ze zab zostal potraktowany kanalowo, nerwy zostaly wyrwane, wiec juz nic nie ma prawa bolec. Jakimze wielkim zaskoczeniem byl fakt, ze gdy przestala dzialac narkoza, Juniora znowu zaczelo pobolewac. Najpierw zab, pozniej glowa, pozniej ucho, a pozniej wszystko na przemian. I zaczelo sie znowu: Apap extra, ibuprofen, paracetamol i rowniez na przemian.W miedzyczasie parzylam Juniorowi szalwie, i kazalam mu w tym plukac jame, z ktorej caly czas lecialy brzydkie slowa, a to na dentyste, a to na mnie (bo po co mu kaze plukac jame jak to nic nie pomaga), a to na caly swiat. Stwierdzil tez, ze juz do zadnego dentysty nie pojdzie, raczej wyrwie go sobie sam.I tak minal sobie Nowy Rok, minal Piateczek, minela Sobota, Junior otumanial sie naprzemiennie srodkami przeciwbolowymi, a mnie zalewala krew, bo nijak nie moglam mu pomoc. W koncu w Niedziele rano, czara mojej goryczy sie przelala, gdy Juniorowi nie pomagaly juz zadne tabletki. Zadzwonilam do kolejnego dyzurujacego gabinetu, ktory na szczescie tym razem okazal sie moim domowym dentysta. Przedstawilam cala sytuacje, i wyblagalam u pani dentystki natychmiastowa pomoc(dzwonilam o 11.00 rano) w postaci przyjecia nas o 17 wieczor w swoim gabinecie. Godziny do przyjecia i mi, i Juniorowi dluzyly sie jak miesiac bez wyplaty, ale w koncu dotrwalismy, i dostalismy sie do gabinetu. Po kolejnym zdjeciu rentgenowskim, pani stomatolog udala sie na konsultacje, i po 15 minutach studiowania wczesniejszych dokonan pana stomatologa, ktory dokonal kanalowego leczenia w ciagu 20 minut stwierdzila, ze w zebie jest zapalenie, ktore nalezalo najpierw wyleczyc antybiotykiem, a nastepnie pozniej podjac sie leczenia kanalowego. Niestety, mleko zostalo wylane, i jedynie co w tym momencie pani mogla zrobic, to przepisac antybiotyk i bardzo silny srodek przeciwbolowy, na ktorym Junior mial przetrwac do Poniedzialku, bo udalo jej sie wygospodarowac miejsce w tym dniu na dalsze leczenie zeba. Zabiegu mial dokonac nasz dentysta Geret. Serdecznie podziekowalismy za recepte, i udalismy sie do szpitala, gdzie jest zawsze dyzurna Apteka. Junior w aucie skrecal sie z bolu, Reksio siedzial cicho w torbie na kolanach Juniora (chyba wyczuwal jego cierpienie i nie dokazywal) a ja podkurwiona na maxa koncentrowalam sie na drodze do szpitala. Gdy juz w koncu mielismy lekarstwa w reku byla godzina 19.30. W szpitalnej kawiarni junior zazyl leki, a po 10 minutach zauwazylam ulge na jego umeczonej buzi. Zafundowalismy sobie lekki posilek w postaci zupki pomidorowej, bo jakos juz mi sie nie chcialo pod wieczor gotowac. Po przybyciu do domu z ulga wylozylam sie na sofie. I wszystko byloby okej, gdyby po 2 godzinach Junior ponownie nie zaczal jeczec z bolu. Najsilniejsza tabletka Ibufen 600 (tylko wydawana na recepte przy ogromnych bolach zebow) skonczyla swoja prace. Pani Stomatolog powiedziala, ze te tabletki mozna zazywac tylko maxymalnie 3 na dzien. Kolo dwunastej w nocy Junior zazyl kolejna, i jakos dotrwal do rana. Zaczal chyba tez pracowac antybiotyk.
O 9.00 rano obudzil mnie telefon pani asystentki, ktora oswiadczyla mi, ze pan doktore Geret dopatrzyl sie czegos w zebie, ale bedzie pewny dopiero jak Junior przyjdzie na umowiona wczoraj wizyte. Musze sie tez przygotowac na to, ze cala akcja reperacji zeba bedzie kosztowac jeszcze 300 euro, i Junior musi oplate uiscic w kasie zaraz po zabiegu. Fakture musze pozniej wyslac do ubezpieczyciela, ktory w pozniejszym czasie zwraca pieniadze. Bla bla bla...to juz wiedzialam od poprzedniej wizyty u tego innego dentysty. Junior dziwnym trafem juz nie zwijal sie z bolu, nawet z lekka cos podjadal, i czekal na umowiona wizyte na godzine 11.00. W pierwszym zamierzeniu, to ja mialam zawiezc Juniora autem do gabinetu, ale stwierdzil, ze czuje sie juz dobrze, i sam pojedzie do dentysty swoim rowerem. Zaopatrzylam go tylko w zadana gotowke i wyslalam z Bozym blogoslawienstwem, zeby tym razem mu juz w koncu pomogli. Kiedy wrocil do domu po poltorej godzinie, zauwazylam w jego oczach dziwny blysk, oraz malutki pakuneczek w reku, ktory mi dumnie wreczyl. Lekko zaciskniete usta zdawaly sie mowic wszystko...
W pakuneczku lezal zakrwawiony zab, ktory byl pekniety od gory az po korzen na pol, i jak stwierdzil pan dentysta Geret, leczenie go nie mialo najmniejszego sensu. Dziwil sie tylko, ze tego pekniecia nie widzial poprzedni dentysta, i niepotrzebnie stosowal leczenie kanalowe. Zeba mial od razu wyrwac, i tym samym zaoszczedzic Juniorowi dwutygodniowej gehenny oraz 300 euro. Dzisiejsza wizyta bowiem kosztowala juz tylko 125 euro. No zesz kurwa mac, jakie to szczescie! Trzech lekarzy od zebow robilo zdjecia rentgenowskie, konsultowalo sie z kolegami, dokonywalo karkolomnych zabiegow kanalowych, by na koniec i tak zeba wyrwac. Nie wiadomo komu gratulowac tego, ze Junior dzisiaj definitywnie pozbyl sie bolu. W koncu zaserwowanie sobie nowego zeba bedzie juz tylko zalezec od zasobnosci mojego portfela, bo te koszta ubezpieczyciel juz nie zwraca...

I Wy jeszcze w Polsce narzekacie na sluzbe zdrowia?

czwartek, 1 stycznia 2015

Święta...święta...i prawie po świętach!


Nowy Rok zaczął się wolno, leniwie, odpoczynkowo. Żadnych gości, żadnego wyjścia, żadnego wielkiego obżarstwa, po prostu siesta, która trwa od wczoraj wieczorem, i ma się skończyć jutro rano. Równo o 10.00, kiedy rozpocznę pracę. Później jeszcze jeden dzień pracy, i następna leniwa Niedziela. Od piątego stycznia zacznie się proza życia. Rachunki, administracja, faktury, opłaty, przelewy i tak dalej. Złote Gody wyglądają dzisiaj trochę inaczej jak wieki temu. Wówczas czas od świąt do Nowego Roku dłużył się jak dzisiaj od Świąt do wakacji. Ludzie jeżdzili saniami od domu do domu, tańczyli, hulali, zaręczali się, organizowali kuligi, lepili bałwany, po prostu bawili się na całego. Nam dzisiaj Bozia nawet śniegu żałuje. Jest niby chłodno, ale słotno, szaro i ponuro. Magia Świąt ma zapach plastikowych bombek made in china, sztuczne choinki ubierane są byle jak, opłatek za chwile przejdzie do lamusa, a gdy komuś mówię, że pod obrusem na wigilijnym stole mam sianko, to patrzą się na mnie jak na kogoś, kto ma nie wszystkich po kolei w domu. Tak między nami, to mam w głebokim poważaniu czyjeś poklepywanie się po głowie na takie opowieści. Ja szanuję tradycję, staram się ją kultywować nawet dodając coś od siebie. Mam nadzieję, że kiedyś mój syn będzie również z rozrzewnieniem wspominał ten najpiękniejszy w całym roku czas.

Nowy Rok

Nowego roku czas każe winszować,
Więc się zdobywam na powinszowanie;
Daj Panie Boże, w tym się tak zachować,
Iżby się nasze spełniło żądanie.
I spełni pewnie, kiedy w każdym kroku
O sobie będziem myśleć, nie o roku.
Bo cóż rok? Bożym czas zmierzony darem,
Miejsce i pora naszego działania:
Nie dni, lecz czynów dzielmy go wymiarem,
A czynów plennych prawego starania;
Wówczas, jak wieniec kłosami uwity,
Da plon szacowny, da plon znakomity.
Przeszły tysiączne, przejdą i następne.
Szala je wieczna, jak zmierzy, tak ziści:
Z nas plenne, z nas czcze, prawe, lub występne,
Skutek użycia, czucia i korzyści:
Odmiana, trwałość, nieczynność, ochota,
Da poznać w czem jest występek, lub cnota.
Lecz sprawcą, który rzeczy mierzy trwale,
Spuszcza wzrok względny na tych, co sprawieni:
Nie jest człowieka, co jest doskonale,
Sobą nikczemni, sprawcą orzeźwieni,
Czekajmy losu, Najwyższa istoto!
Karzesz z odrazą, nagradzasz z ochotą.

Ignacy Krasicki