środa, 25 grudnia 2024
niedziela, 22 grudnia 2024
Świąteczne wspomnienia Bizneswoman z 2017 r.

Świąteczne wspomnienia
Gdy miałam na głowie sklep i całą tą świąteczną rozpierduchę z karpiami, śledziami, ciastami i wszystkimi zamówieniami na czele, czasami zapominałam jak się nazywam. Do domu wracałam koło północy, a rano już o szóstej albo wcześniej pobudka, bo towar miał dojechać z Polski. Często gęsto w mojej sklepowej kuchni przygotowywałam wigilijne potrawy, piekłam ciasta, robiłam sałatkę, pakowałam prezenty, a w międzyczasie obsługiwałam klientów. Później pakowałam to wszystko do auta, i jechałam przygotować synowi i sobie piękną Wigilię. Historia, która mi się przytrafiła zdarzyła się 22 grudnia 2017 roku. Oto ona.
************************************************************************
22 Grudzień 2017
Po czym poznać, że moje zmęczenie sięgnęło zenitu? Ano po tym, że jak już popakowałam prezenty Jowiego, zaczęłam się zastanawiać, co u licha robią winogrona i kielich z Hostią na papierze prezentowym? Z rozpędu chwyciłam z półki z tyłu sklepu papier komunijny zamiast świąteczny, i tak sobie pakowałam, pakowałam, a kiedy już pakowałam prezenty do torby zobaczyłam dopiero, że coś mi tu nie gra. W sumie to drobny szczegół - przecież obchodzi to święto ta sama Osoba, tylko 33 lata później...
Zostawić czy przepakować??







Zostawiłam 

czwartek, 19 grudnia 2024
Wspomnienia z Grudnia 2022 roku...
Grudzień 2022 r.
Kocham święta Bożego Narodzenia, i kto mnie zna wie, że potrafię je celebrować rodzinnie, tradycyjnie, z miłością do narodzonego Dzieciątka Jezusa. Wyniosłam to z domu rodzinnego. Od dziecka czynnie brałam udział w przygotowaniach. Pomagałam rodzicom, przy okazji ucząc sie wszystkiego. Gdy miałam 15 lat potrafiłam całą noc piec najpyszniejsze serniki, makowce, pierniczki, i co tylko mi przyszło do głowy. Wszystkie wypieki wstawiałam do swojego pokoju, a gdy nad ranem zasypiałam słyszałam jak moi domownicy zakradali się po cichu, kradnąc pierniczki czy kruche rożki. W Wigilię uwielbiałam przyozdabiać uroczyście stół, pomagać mamie w sklepie, czy gotować z rodzicami wigilijne przysmaki. Na naszym stole tradycyjnym był zawsze barszcz grzybowy z uszkami z grzybami. Były pierogi z kapusta i grzybami, makówki, karp smażony w galarecie, filety rybne w galaretce, i wiele innych potraw. Przed kolacją zawsze mama czytała nam urywek z Biblii, składaliśmy sobie życzenia dzieląc się opłatkiem, pod obrusem obowiązkowo było zawsze sianko, a na stole pusty talerz dla niespodziewanego gościa, chociaż wiedzieliśmy, ze tak naprawdę był on symbolem tych, których już zabrakło. Po wspólnej modlitwie mogliśmy kosztować wszystkich potraw przy akompaniamencie pięknych polskich kolęd. Po jedzeniu kompot z suszu i dzielenie pomarańcza. Ten zapach! Zawsze będzie mi się kojarzył z świętami, chociaż tu w Holandii mam je cały rok. A potem prezenty spod pięknej i pachnącej choinki! Koło północy z bratem szliśmy na Pasterkę. W późniejszych latach szła też siostra Edyta i Sylwia. Mama i Tato często po kolacji zasypiali zmęczeni, po ciężkiej pracy w sklepie. A ponieważ był to sklep rybny przed świętami mieli najgorętszy okres, gdy przez ich ręce przechodziły tony karpia, śledzi solonych i innych ryb. Zawsze im pomagałam, bo każda para rąk była na wagę złota. Do kościoła szli następnego dnia, gdy my mogliśmy się wyspać. Często gęsto święta były białe i mroźne. Uwielbiałam ten nastrój świąteczny i zimowy. Odwiedzaliśmy swoich bliskich, albo oni przychodzili do nas.
Gdy rozjechaliśmy się po świecie staraliśmy się kultywować nasze tradycje. Oczywiście każde z nas miało już swój dom, swoje rodziny, ale najpiękniej było gdy spotykaliśmy się wszyscy przy rodzinnym stole rodziców w Szwarzwaldzie. Znowu wracały wspomnienia z rodzinnego domu w Polsce, lecz w rozszerzonej wersji z wnukami. Najpiękniejsze święta przeżyłam tuż przed śmiercią rodziców. Były jak z bajki...i wiem dlaczego...
W tym roku święta będą dla nas wszystkich bardzo smutne. W maju odszedł mąż mojej siostry Ibo, który też bardzo uwielbiał nasze święta chociaż był innego wyznania, a w październiku odszedł mój bratanek Denis. Mimo, że fizycznie będziemy od siebie oddaleni (siostry w Niemczech, ja w Holandii) to duchowo będziemy razem. Ja będę miała w Wigilię i święta syna z jego rodziną, i z pewnością wylejemy morze łez, bo tych pustych talerzy przy wigilijnym stole wciąż przybywa...
Autentyczna Przypowieść o Sianku z 2012 roku
Grudzień, 2012 rok, Deventer
Może
jestem nienormalna, ale moich wszystkich klientów w sklepie obdarowuję
opłatkiem i siankiem...tak tradycyjnie, na szczęście.
Z
siankiem jednak mam niezwykle przeżycie a zarazem niezwykłą
przypowieść...która przydarzyła się dawno, dawno temu mnie osobiście!
Ale przejdźmy
do rzeczy. Jak już wspomniałam działo się to dawno dawno temu, w
czasach, gdy nikt jeszcze nie wiedział co to jest I-Pod, I-Pad, I-phone,
Smartphone, czy inne dobrodziejstwa komunikacji rodem z filmów S-F, a
jedynym "must have gadżetem" było posiadanie komóry, która w tamtych
czasach przybierała wielkość niewielkiej cegłówki, ale i tak nie było to
żadnym obciachem ze względu na to, że komóra była czymś czadowym, i
posiadanie jej automatycznie zaliczała nas do elity z wyższych sfer. Ja
takie cacuszko marki Samsung wówczas posiadałam, i byłam dumna z niego
oraz bardzo zadowolona, bo ułatwiało mi to komunikację z moją pociechą
(czytaj: pozwalało mi to śledzić jego kroki:) Wspomnę przy okazji, że te
pierwsze prototypy wypasionych Smartphonów, I-Phonów i innych
dziwadełek, nie miały takich możliwości technicznych jak dziś, a już
nikt na pewno nie przekazywał sobie dzwonków, piosenek, czy innych
melodyjek lotem błyskawicy czyli niejakim bluetoothem. Za jakiś
wyczesany kawałek melodyjki w wersji polifonicznej musieliśmy płacić
krocie, uważając przy tym, aby gdzieś się nie wplątać w jakieś dzwonkowe
abonamenty zżerające ostatnie centy z karty. Dlatego korzystało się z
dzwonków dostępnych w danym typie komórki. A te najczęściej były banalne
i bardzo pospolite. Te na mojej komórce też....ale o tym później. Teraz
przechodzę do meritum naszej, a raczej mojej przypowieści o sianku.
Krótko
przed Świętami Bożego Narodzenia udałam się do sklepu zoologicznego
celem zaopatrzenia się w sianko, które jak choinka, opłatek, karp i
dwanaście potraw na stole jest nieodłącznym atrybutem polskich świąt.
Przy okazji resztka sianka miała posłużyć jako podściółka dla naszych
zwierzątek domowych, czyli dwóm białym myszkom mojej pociechy.
Zaopatrzywszy się w pokaźną ilość sianka (taki gotowy kilowy klocek w
folii) podeszłam do kasy celem uiszczenia należnej sumy. Kiedy wyszłam
ze sklepu usłyszałam nagle jak w mojej torbie z siankiem coś bzyczy.
Bzyczało tam niewątpliwie jakieś zamknięte szczelnie zwierzę, które ja
nazywam komarami, a inni krwiopijcami. Oburzona faktem, że sprzedają
ludziom jakieś buble z rozwścieczonymi komarami zawróciłam do sklepu.
Przy kasie wyjaśniłam, co mnie zmusza do wymiany towaru, a panie tam
stojące, chociaż miały lekki i ironiczny uśmiech na twarzy, sianko
wymieniły mi na inny pakiecik. Pięknie podziękowałam (przepraszając
również za kłopot z wymianą) udałam się do wyjścia. Jakież było moje
zdumienie po przekroczeniu progu sklepu?! Oto w moim pakiecie z siankiem
znowu zabzyczało, i to tak intensywnie, że nie miałam najmniejszej
wątpliwości, że znowu mi sprzedano bubla z rozwścieczonymi komarami.
Zrobiwszy krok do tyłu powróciłam do kasy i pań tam się obijających,
które już nie uśmiechały się na mój widok, gdy zażądałam wymiany sianka z
bzyczącymi komarami. Wzrok ich mówił otwarcie, ze ktoś tu ma nierówno
pod sufitem, ale ze klient nasz pan, to wymienić sianko trzeba na nowe.
Aby być pewną, że nie dają mi tego samego bubla poszłam między półki
wybierać sianko sama. Przy kasie jeszcze raz podziękowałam za trud i
przeprosiłam za upierdliwość. Czym prędzej opuściłam sklep. Kiedy
znalazłam się przy aucie, i chcąc zapakować sianko do bagażnika,
posłyszałam znowu ten dobrze znajomy bzyk, jeszcze bardziej
rozwścieczonych komarów. No nieeeeeeee, tego już za wiele! - pomyślałam
sobie zabijając w myślach całą obsługę sklepu zoologicznego! Krew wrzała
w moich żyłach, w myślach układałam sobie reprymendę jaka obrzucę cały
personel, i niczym torpeda w połączeniu z osą wpadłam do tego trefnego
sklepu, rzucając tobołkiem siana na ladę, oraz wylewając z siebie to, co
chciałam powiedzieć. Kasjerki z rozdziawionymi buziami pokornie
wysłuchiwały moje przemyślenia na temat sprzedaży bubli, a grozę i
powagę sytuacji spotęgował fakt, że nagle wszyscyśmy jak jeden mąż
usłyszeli bzykanie komarów i to nawet bardzo intensywne! Dziewczyny przy
kasie jedna przed drugą usprawiedliwiały się, że to nie ich wina, że
takie sianko im gotowe dowożą, i że jeszcze raz mi uprzejmie je wymienią
na nowa paczkę, i że w ogóle takie coś im pierwszy raz się przydarzyło.
W pewnym momencie żal mi się ich zrobiło, i zgodziłam się również
uprzejmie i bez żadnych wymian, zabrać trefne siano do domu, i więcej im
głowy nie zawracać. Najwyżej wystawię otwartą torebkę na balkon, i same
se gdzieś polecą w siną dal. Jak się rzekło tak też zrobiłam.
Pożegnałam z lekkim chłodem panie z kasy, oraz niewielki tłumek
ciekawskich klientów, nie oglądając się przy tym wstecz. Już przy aucie
słyszałam bardzo znajomy mi dźwięk, ale udałam, że go nie słyszę.
Rzuciłam tobołek do bagażnika licząc na to, że komary same popadają ze
stresu i ciemności tam panujących. Zatrzasnąwszy bagażnik myślałam już
tylko o tym, jaką będzie mieć minę moja pociecha, gdy mu o tym całym
zdarzeniu opowiem. Otworzyłam drzwi i usiadłam za kierownicą. Nim
zdążyłam przekręcić klucz w stacyjce usłyszałam coś, co zmroziło
ponownie krew w moich żyłach. W środku auta panowała cisza, a bzykanie
komarów dochodziło z mojej lewej kieszeni płaszcza, w której trzymałam
moją kochaną komórkę...
Gdy
ją odebrałam usłyszałam głos mojej pociechy, która z żalem wyrzucała
mi, że od godziny próbuje się do mnie dodzwonić, ale ja nie odbierałam. W
dodatku chciał mi przekazać, że zmienił mi w komórce muzyczkę na taki
dźwięk komara...fajny prawda?
Jedynie Pan Bóg na Niebieskim Niebie widział moją minę, gdy się o tym dowiedziałam.
Przed
oczyma miałam film z przejętymi kasjerkami w tle, które z przystawionym
uchem do paczki z sianem, słyszały podobnie jak ja bzyczące komary...
Nie muszę chyba dodawać, że w tamtejszym sklepie zoologicznym do dnia dzisiejszego się już więcej nie pokazałam.
I to już koniec przypowieści o sianku, a morał z niej taki, że od swoich komórek z daleka trzymajcie dzieciaki!
Amen 

niedziela, 15 grudnia 2024
3 Niedziela Adwentu A.D. 2024
Trzecią niedzielę Adwentu nazywamy niedzielą Gaudete – „Radujcie się!”, od słów z Listu Świętego Pawła do Filipian (Flp 4,4-5): „Radujcie się zawsze w Panu, raz jeszcze powtarzam: radujcie się! Pan jest blisko”. Dlatego też w dzisiejszej liturgii zamiast fioletowych pojawiły się szaty różowe. Zapalamy też różową świecę w wieńcu adwentowym.
Pięknej Niedzieli. 

piątek, 13 grudnia 2024
43 rocznica Stanu Wojennego

Tata przepadł bez wieści...
Czas napisać o tym całą ksiązkę. Dla potomnych, bo oni myślą sobie, że to co mają teraz, dostali za darmo. A to ich rodzice walczyli o tę wolność: Waszą i Naszą.
niedziela, 8 grudnia 2024
Druga Niedziela Adwentu A.D. 2024
Pięknej i błogosławionej drugiej Niedzieli Adwentowej. Niech pokój, który symbolizuje druga świeca zagości we wszystkich sercach i na świecie, a szczególnie w krajach gdzie bomby zabijają niewinnych ludzi.



piątek, 6 grudnia 2024
Święty Mikołaj A.D. 2024
Wczoraj Holandia, dzisiaj Polska 

6 grudnia przychodzi Święty Mikołaj nie tylko do dzieci w Polsce ale i do kilku innych krajów ościennych (Słowacja, Czechy, Wegry) i zachodnich (Niemcy, Francja, Włochy). Wyjątkiem jest Holandia, gdzie świętuje się Sinterklaasa 5 grudnia

A kim tak naprawdę był prawdziwy święty Mikołaj, którego Bożonarodzeniowa komercja zmutowała z amerykańskim Santa Clausem, polskim Gwiazdorem, rosyjskim Diedem Marozem, i Bóg wie kim jeszcze?
Św. Mikołaj urodził się w Patras w Grecji ok. 270 r. Był jedynym dzieckiem zamożnych rodziców, uproszonym ich gorącymi modłami. Od młodości wyróżniał się nie tylko pobożnością, ale także uczuleniem na niedolę bliźnich. Po śmierci rodziców, swoim znacznym majątkiem, chętnie dzielił się z potrzebującymi. Tak np. ułatwił zamążpójście trzem córkom zubożałego szlachcica, podrzucając im skrycie pieniądze. O tym wydarzeniu wspomina Dante w swoim eposie. Wybrany na biskupa miasta Miry (obecnie Demre, Turcja) podbił sobie serca wiernych nie tylko gorliwością pasterską, ale także troskliwością o ich potrzeby materialne. Cuda, które czynił, przysparzały mu większej jeszcze chwały. Kiedy cesarz Konstantyn I Wielki skazał trzech młodzieńców Miry na karę śmierci za jakieś wykroczenie, nieproporcjonalne do aż tak surowego wyroku, św. Mikołaj udał się osobiście do Konstantynopola, by uprosić dla swoich wiernych ułaskawienie. Po długich latach błogosławionych rządów Święty odszedł po nagrodę do Pana 6 grudnia (stało się to między rokiem 345 a 352). Ciało Świętego zostało pochowane ze czcią w Mirze, gdzie przetrwało do roku 1087. Dnia 9 maja tegoż roku zostało przewiezione do miasta włoskiego Bari. Dnia 29 września 1089 roku uroczyście poświęcił jego grobowiec w bazylice wystawionej ku jego czci papież bł. Urban II.
Życzę polskim dzieciom i ich rodzicom fajnego obchodzenia tradycyjnego Mikołajka, i nie mieszania im w głowie jakimś Santa Clausem, który istnieje w tradycji amerykańskiego Bożego Narodzenia i przychodzi do nich 24 grudnia! 

poniedziałek, 2 grudnia 2024
No to witaj Grudniu A.D. 2024
Zaczyna się magiczny czas przygotowań do świąt Bożego Narodzenia. Nie wiem jak Wy, ale kocham ten okres wariackiej krzątaniny, zabiegania, chaosu, by później usiąść z bliskimi przy świątecznym stole, napajać się widokiem pięknej choinki, powspominać tych, których już z nami nie ma, iść na Pasterkę. I chociaż same święta przelecą migiem, to jednak właśnie o to chodzi w tym całym czasie przedświątecznym.
Życzę Wam wszystkim dobrego tygodnia :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)