niedziela, 27 lutego 2011
...and the Oscar goes to...
...to się okaże do kogo, bo zamierzam zmarnować jedyną noc podczas której mogłabym się wyspać do syta (gdyż nazajutrz mam przysłowiową labę) na oglądanie tej ważnej dla każdego kinomaniaka parady próżności i przepychu, czyli rozdaniu złotych statuetek z podobizną niejakiego Oscara przez niejaką Academy Awards. No niby mogłabym się powstrzymać i jutro w necie pooglądać te wszystkie kreacje, ale na żywo, na czerwonym dywanie robi to jakieś większe wrażenie. I chociaż wiem, że gdzieś w połowie drogi film mi się może urwać (w sumie mogliby se darować te wszystkie techniczne Oscarki) ale najważniejsze chyba zdażę obejrzeć. Za chwilkę sobie jeszcze ździebełko poprzytulam oczy do podusi, a póżniej to tylko będzie czekanie na usłyszenie tego cudnego zdania: and the Oscar goes toooooooo... See Ya Later, Alligator!!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz