poniedziałek, 21 lutego 2011
Cud, miód i orzeszki...
...czyli pierwszy noworoczny wpis na najlepszym Blogu 2011!
Ha! Nie pojawiły się w styczniu żadne wpisy ponieważ było ciężko. Baaardzo ciężko. Ale do rzeczy. Pierwszy dzień Nowego Roku rozpoczął się jak nigdy; czyli telefonem od sąsiadki z piątego piętra, żebym natychmiast pobieżała na parking, gdyż pod płaszczem Sylwestrowej nocy, zapewnie w alkoholowo-dragowej malignie ktoś się nie bał i zajebał wyrwanym lusterkiem samochodowym w tylną szybę mojego kochanego Audika! W wyniku takiego starcia szyba ta rozsypała sie w drobny mak i lezała sobie wszędzie. Czarna rozpacz mnie dopadła, gdyż uświadomiłam sobie, że nie posiadam ubezpieczenia na takową przypadłość mojego automobilu. I dupa blada - trzeba będzie bulić. I to nieźle jak się później okazało...
No cóż, nie szkoda róż gdy płonie las - śpiewał Jan Wojdak z Wawelami (aczkolwiek cytat zapożyczony od Bronisława Lamberta), więc skupiłam się na kolejnym problemie czyli paskudnej grypie mojego juniora. Powaliło go do łoża 40-stopniowe gorączysko i silne bóle mięśniowe. A trzeba dodać, że junior do chucherek nie należy, więc tym bardziej dziwiłam się zajadłości choróbska. Nawet przez myśl mi wyrzuty sumienia przebiegły, żeśmy w tak bardzo subtelny sposób podziękowali doktorom za chęć zaszczepienia nas na tę świńską, ptasią, kurzą, indyczą i jakąkolwiek inną grypę uzasadniając decyzję naszym niebywałym końskim zdrowiem! Niestety, jakieś zagubione prątki dostały się do naszego domu mimo utrzymywania zalecanej w tym czasie higieny.
Na szczęście po konsultacji z konowałem dowiedziałam się, że żadna z tych wyżej wymienionych mutacji gryp akurat nas nie dotyczy, a na tę, która powaliła juniora cierpi w tychże dniach połowa populacji ziemskiej i jedynie co mi radzi to duuuuużo pić oraz absolutnie! zażywać... i tu usłyszałam magiczne słowo Paracetamol! I nic nie było by w tym słowie magicznego, gdyby nie fakt, że owy lek jest panaceum na wszystkie przypadlości. Boli mnie żoładek - dostaję paracetamol... boli mnie ręka - dostaję paracetamol... mam łupież na głowie - zaleca się paracetamol...łupie mnie w krzyżu tak, że ledwo się do doktora zawlekłam, i zgadnijcie co mi przepisał? No jasne...Pa-ra-ce-ta-mol! Podejrzewam, że nawet gdybym zwariowała pomógł by mi tylko i wyłącznie ulubieniec holenderskich medykow: paracetamol, o! Na koniec tylko dodam, że grypa nie oszczędziła mojej skromnej osoby, i praktycznie wyssała ze mnie wszystkie witalne siły. Teraz czekam na wiosnę, aby podładować bateryjki. Oj, jak bardzo czekam!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz