Dawno nie wrzucałam jakiejś anegdoty wyciętej z mojego życia (a raczej naszego, bo Jowi też brał w niej udział) a którą przypomniał mi jak zwykle niezawodny facebook
Wydarzyła się ona 9 lat temu, gdy prowadziłam jeszcze mój sklep.
*************************************************************************
21 Maj 2015 rok, Deventer
Autentyczna anegdota z dzisiejszej nocnej eskapady Juniora
Junior został poproszony do pracy na cały weekend jako Gospodarz w projekcie Deventer Smaak, które zorganizowała gmina. Koło Media Markt największe restauracje z Deventer postawiły namioty, gdzie na oczach widzów kucharze przygotowywali publiczności różne smakołyki. Można było sobie popróbować wszystkiego, popić dobre winka, piwko i tak dalej, a Junior uwijał się tam jak w ukropie, by zapraszać gości, podawać do stolika czy zbierać naczynia. Przy tym wszystkim grały róże kapele, ludzie się bawili, a czas leciał jak z bicza trzasnął. Junior jak wyszedł wczoraj z domu o 12 w południe, to wrócił dopiero o 3 w nocy dzisiaj. Jak wrócił do domu, oczywiście zapytałam czemu tak późno, i jak tam ogólnie było. Na pierwszym miejscu oczywiście blablał mi o swojej dorosłości, i że nie muszę się martwić, że tak późno przychodzi (taaa, powiedz wodzie, aby nie była mokra!!) na drugim miejscu dopiero zdał relację z tej charytatywnej pracy. Okazało się, że organizatorzy dla całej załogi zorganizowali bibkę po tej głównej bibce. Tak więc po ciężkiej harówce mogli się zrelaksować przy pysznym jedzonku i popijawce. Wszyscy zaczęli się rozchodzić do domów kolo w pół do trzeciej, ale że w połowie drogi do domu Juniorowi pęcherz odmówił posłuszeństwa (za dużo piwek!) więc postanowił wstąpić do naszego sklepu, bo miał akurat po drodze. Nie zapalał świateł, by nie wzbudzić czujności sąsiadów. Przy blasku księżyca w pełni, zobaczył na półce nowość w naszym asortymencie przekąskowym, tak zwany "Przysmak Świętokrzyski", a że głód zaczął mu dokuczać, więc capnął go sobie, by poprzekąsać coś po drodze do domu. Jakież było jego rozczarowanie, gdy otworzył paczkę tegoż przysmaku! Stwierdził, że my Polacy nie potrafimy produkować czipsów, i że kto w ogóle je takie obrzydlistwo, na którym o mało co sobie nie połamał zębów??!
Chciał to wywalić po drodze gdzieś do kosza, ale zdecydował się mi najpierw to "badziewie" pokazać i ochrzanić, że zamawiam taki szajs do sklepu.
Cóż, nic nie mówiąc udałam się do kuchni o prawie 4 rano, nastawiłam patelnię z tłuszczem, zrobiłam czary mary, i dałam spróbować Juniorowi.
Szkoda, że nie sfilmowałam jego miny i otwartych oczu, które wyglądały jak peerlowskie 5 zeta!
Dzisiaj jest znowu w pracy, ale już dzwonił do mnie, że mam nasmażyć całą michę tych " badziewnych" chrupek!!
Typowy Wiatrak: dopóki nie spróbuje nie uwierzy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz