Moja siostra Sylwia pojechała na parę dni odpocząć do Szwarzwaldu, gdzie się od 9 roku życia wychowała i mieszkała z moimi rodzicami.
Kiedy mieszkaliśmy jeszcze w Polsce leciała taka piękna seria, która nazywała się "Klinika w Szwarzwaldzie". Rodzinnie oglądaliśmy ten serial, a kilkanascie lat później, gdy jeżdziłam do rodziców właśnie do Szwarzwaldu, siedziałam sobie w ich kuchni, i patrząc za okno miałam jej widok (kliniki serialowej oczywiście) na wprost. Tak może kilometr od domu mamy i taty. W ogóle tam gdzie mieszkali rodzice było przecudnie. 30 kilometrów od granicy z Szwajcarią, niedaleko jeziora Bodensee, tuż przy jednym największym wodospadzie w Schaffhausen - Rheinfalls. Żyć i nie umierać. Jeżdziłam tam 3-4 razy w roku. Spędzałam tam najpiękniejsze bajkowe Boże Narodzenia. Czasami życie nam pisze takie scenariusze, że głowa boli. Tak bardzo mi brakuje tych cudnych chwil, które tam spedzałam. Cieszę sie, że Sylwia może wrócić wspomnieniami do naszej przeszłości, kiedy żyła jeszcze Mama i Tato.
P.S. Sylwia zrobiła filmik dzisiaj tej kliniki. Pięknie!
P.S.2 Puentą niech będzie to, żę nie ważne gdzie żyjesz, mieszkasz, w jakim języku rozmawiasz jeśli obok masz ludzi, których bardzo kochasz. Rodzina......bez niej człowiek nigdy nie będzie szczęśliwy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz