Historia Jednej Fotografii
Kiedy ona miała 3 latka - ja miałam już 19e. Studiowałam w Opolu, i zabierałam ją ze sobą co miesiąc na badania w klinice kardiologicznej, która była w poblizu mojej uczelni. To były nasze cudowne wyjazdy. Po kontroli zabierałam ja na lody do kawiarni "Melba" przy Arkadch (nawet nie wiem czy jeszcze istnieje}. Później zabierałam ją do Teatru Lalek imieniem Jana Kochanowskiego, gdzie miałam dojścia w związku z tym, że miałam tam od czasu do czasu wykłady. Zawsze szłam dumnie z nią za rączke, a wszyscy mysleli, że to moja córeczka. I własciwie tak było, bo razem z moja Mamą dbałyśmy o nią jak o oczko w głowie. Właściwie wszyscy w naszej rodzinie. Kiedyś opisywałam Wam tutaj naszą historię, kiedy Sylwusia mając 3 miesiące przeszła skomplikowany zawał serca, i tylko prawdziwy cud ją uratował...Ale ja teraz nie o tym...
Moja Mama potrafiła przepięknie szyć na maszynie. Szyła nam zawsze przepiekne kreacje. Nauczyła ją tego mama mojego Taty, czyli moja ukochana babcia Marysia.
Tę sukieneczkę z fartuszkiem, którą Sylwusia ma na sobie też uszyła. Lamóweczki koło kołnierzyka i na dole przyszywała ręcznie. Sukienka miała kolor soczystej zieleni a kwiatuszki na niej były białe. Zdjęcie zrobiłyśmy jej u fotografki Pani Ireny, która miała swój zakład niedaleko sklepu mojej Mamy. Tyle lat, a ja to wciąż pamietam, jakby to było wczoraj...
Na fotce tego nie widać, ale Sylwia miała zapleciony warkoczyk, który sięgał jej poza pupę. Czesanie jej długich włosów to było moje ulubione zajecie
A wracając do sukienki z tej fotografii Mama uszyła ją na wyjazd do Berlina Zachodniego, gdzie mieszkał brat mamy. Nie było ich pół roku, a ja odchodziłam od zmysłów, bo wtedy mama miała zostać tam z Sylwią i Edytą na stałe, a nas później z tatem sciągnąć. Kiedy jednak w zachodnich mediach zaczęto mówić o strajkach i zamieszkach oraz przewidywanym stanem wojennym w Polsce, Mama nie dała sobie nic przetłumaczyć swojemu bratu i zdecydowała: jak ma być wojna to ja musze być z moim mężem, Dosią i synem Rysiem! Decyzja zapadła, a Wujekowi nie pozostało nic innego jak spakować jej 20 walizek, i w dniu moich urodzin odbieraliśmy je z berlińskiego pociągu w Poznaniu. Sylwia była w tej sukieneczce, a ja zamiast łapać za walizki schwytałam tą moją cudną siostrzyczkę i płakałam, że mogę ją znowu tulić do serca...
W grudniu ogłoszono stan wojenny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz