Jedna moja wirtualna znajoma wrzuciła u siebie te dwie fotki: jedna z koszykiem pełnym papierówek, druga z wiankiem, który zrobiła z papierówkami. Nie mogłam sie powstrzymać od komentarza, tym bardziej, że dostałam na ten widok slinotoku.
Napisałam jej w komentarzu: "Proszę powiedziec, gdzie znajduje się ten wianek, to objem go z tych papierówek jak Maksio i Albercik w Seksmisji święte rajskie jabuszka"
Szczerze mówiąc od 30 lat ich nie jadłam, bo tu gdzie mieszkam po prostu nie ma takiej odmiany, a wydawałoby sie, że Holandia niby taki gospodarczy kraj...
Jestem przekonana, że znowu będę śniła o tym jak kiedyś w dzieciństwie całą paczką chodziliśmy do lokalnego "Burżuja" na najlepsze papierówki w jego sadzie. Co zwinniejsi wchodzili na drzewo i rwali w pospiechu jabka, ciamajdy ( w tym ja) które bały sie wysokości stały na czatach i zbierały zrzucane jabłka. Pan Burżuj nie raz nas gonił ze swojej wyspy, która mieściła sie obok przepływajacej Nysy. Jednego razu sprawił nam niezłą niespodzianke: sprowadził do sadu byka, który miał nas odstraszyć od masowej i częstej grabieży jego plonów, które i tak same później oblatywały i walały sie na ziemi. Facet był starszy i nie dawał rady dbac o owoce. Wolał zeby zgnily zamiast pozwolic dzieciakom je zjeśc, stąd jego xywa "Burzuj" Ja już się wiecej nie odważyłam na te eskapady, natomiast chętnie stałam w bezpiecznej odległości wyspy (w sumie to był półwysep) i czekałam jak mój świętej pamieci braciszek wróci z łupami, bo on jak rodowity toreadotr byka sie nie bał, a co gorsza, czesto go draznil! 😂😂😂 Oj dobrze sie wspomina te wariackie czasy z dzieciństwa
Ślinka mi cieknie!
Napisałam jej w komentarzu: "Proszę powiedziec, gdzie znajduje się ten wianek, to objem go z tych papierówek jak Maksio i Albercik w Seksmisji święte rajskie jabuszka"
Szczerze mówiąc od 30 lat ich nie jadłam, bo tu gdzie mieszkam po prostu nie ma takiej odmiany, a wydawałoby sie, że Holandia niby taki gospodarczy kraj...
Jestem przekonana, że znowu będę śniła o tym jak kiedyś w dzieciństwie całą paczką chodziliśmy do lokalnego "Burżuja" na najlepsze papierówki w jego sadzie. Co zwinniejsi wchodzili na drzewo i rwali w pospiechu jabka, ciamajdy ( w tym ja) które bały sie wysokości stały na czatach i zbierały zrzucane jabłka. Pan Burżuj nie raz nas gonił ze swojej wyspy, która mieściła sie obok przepływajacej Nysy. Jednego razu sprawił nam niezłą niespodzianke: sprowadził do sadu byka, który miał nas odstraszyć od masowej i częstej grabieży jego plonów, które i tak same później oblatywały i walały sie na ziemi. Facet był starszy i nie dawał rady dbac o owoce. Wolał zeby zgnily zamiast pozwolic dzieciakom je zjeśc, stąd jego xywa "Burzuj" Ja już się wiecej nie odważyłam na te eskapady, natomiast chętnie stałam w bezpiecznej odległości wyspy (w sumie to był półwysep) i czekałam jak mój świętej pamieci braciszek wróci z łupami, bo on jak rodowity toreadotr byka sie nie bał, a co gorsza, czesto go draznil! 😂😂😂 Oj dobrze sie wspomina te wariackie czasy z dzieciństwa
Ślinka mi cieknie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz