wtorek, 8 stycznia 2019
Wspomnień czar..ciąg dalszy...
I pomyśleć, że przez 25 lat, dzień w dzień patrzyłam na ten kościół z okien mojego mieszczącego się vis a vis mieszkania. Przyznam też szczerze, że mam swój udział w dewastacji tego pięknego monumentu, gdy podczas nauki strzelania z porocy celem były te maleńkie szybki w ogromnych oknach...
Cóż, jak się miało starszego brata, który musiał się mną opiekować, to lepiej mnie było przyuczyć do fachu rozbojniczki niż nianczyć i opowiadać bajeczki. Przyuczona, bez obciachu moglam latac po parku i ruinach zamku ( teraz odrestaurowanego Gimnazjum) z procą albo z pistoletem z drewna. Zbójowanie jakoś tak mi weszło w krew, że z czasem stałam się hersztem tych starszych ode mnie koleżków mojego brata...
Kościół zawsze wzbudzał we mnie dreszczyk emocji. Najfajniej było w zimie, kiedy z okien naszego pokoju, który dzieliłam z siostrą, patrzyłyśmy z Edzią na strzelistą wieżę, na której zbierał się obficie śnieg, by po chwili spaść lawiną. Wtedy podzielilyśmy sobie wieżę na dwie czesci, i obserwowałyśmy z czyjej spadnie pierwsza lawina. Czasami w nocy leżałyśmy w łóżku, i gapiłyśmy się godzinami ciesząc się jak glupie, gdy ta lawina spadła na ziemie. Te sytuacje bardzo często mi się śnią...pewnie dlatego, że miałam tak szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo, a nad tym wszystkim czuwali moi kochani rodzice...💕💕💕
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz