Od dzisiaj zaczynam pisac pamietnik, ktory nazwie po prostu: "Atlantyda postanawia zyc".
Poniewaz bywam rowniez na forum osady, moj pamietnik pisze jako Pelagia.
Dla unikniecia niepotrzebnych skojarzen, Pelagia z Osady i Atlantyda sa jedna i ta sama osoba, czyli mna ;-)
Opisze tu najdziwniejsze historie, ktore mi sie przytrafiaja na codzien, nie zabraknie tutaj rowniez moich przemyslen zwiazanych z roznymi dziedzinami zycia a nawet smierci.
Moze na poczatek opowiem o tym, co spotkalo mnie dzisiaj rano, kiedy to o barbarzynskiej porze (8.00) musialam wyjsc z domu. Aby poprawic sobie nastroj (niektorzy wiedza, ze Poniedzialek jest moim ulubionym dniem tygodnia ): stojac przed winda zaczelam na caly glos spiewac sobie wesole koledy amerykanskiej produkcji miedzy innymi takie jak "Jinngle bells" czy "Last Xmas"- z repertuaru grupy Wham. Bardzo podobala mi sie akustyka naszego bloku, i to mobilizowalo mnie do wyspiewania jeszcze smielszych kawalkow takich jak "Cicha noc" czy "Ave Maryja". Moja pociecha stojaca obok, obrzucila mnie spojrzeniem, ktore mialo mi zamknac usta i to chyba na wieki. Oczywiscie nic sobie z tego nie robiwszy wydawalam jeszcze dzwieczniejsze trele, ktore zostalo przyjete pokreceniem glowy i do tego z politowaniem. W koncu po 10 minutach pojawila sie upragniona winda, ale kiedy otworzyly sie drzwi, umilklam juz bez niczyich upomnien, bo oto w windzie znajdowalo sie kilku facetow, ktorzy akurat zajmuja sie przebudowa naszego bloku. Przy samym wejsciu uslyszalam, ze mam ogrooooooomny taaaaaaaalent i powinnam sie zglosic do Idola. Jeeezuuuu...normalnie wiocha! Myslalam, ze zapadne sie pod ziemie, i chyba nigdy mi sie tak czas nie dluzyl jak podczas tej jazdy z siodmego pietra na parter! Stalam jak sierota, i tak mi sie wydaje, ze nawet na mym pieknym liczku pojawil sie rumieniec. W miedzyczasie (oczywiscie w myslach) nazwalam sie milion razy kretynka, idiotka, wariatka itp. i nie moglam sobie darowac, ze w windzie jedzie akurat chlopak, ktory mi sie bardzo podobal :-) Podczas ostatniego remontu w moim domu, bywal czesto u mnie i nawet fajnie nam sie ze soba rozmawialo, tzn. ja mu umilalam prace ciaglym paplaniem a on mi montowal wanne, zlewy, krany itp ;-) Umowilismy sie nawet, ze w czasie Swiat przyjdzie do mnie na pyszne polskie ciasto, bo oprocz budowy interesowala go rowniez kuchnia, a ze pochodzenie ma z deczka italianskie, to sie nie nalezy temu dziwic. Ha! Moj mily Italiano szczerzyl biale zabki, a ja jak pensjonarka unikalam jego wzroku. Panowie insynuowali abym kontynuowala dalej arie, bo ich to napelnialo pieknym optymizmem na reszte dnia. Czujac sie jak jednodniowa gwiazda nieskromnie odmowilam, zwalajac wine na zly poglos w windzie. Z wielka ulga przyjelam fakt iz znalezlismy sie na dole, a ja czym predziej bede mogla czmychnac na parking. Ha! I jakiez tu bylo moje zdziwienie, kiedy Italiano podszedl do mnie na osobnosci i schyliwszy sie nade mna wyszeptal mi do ucha, ze jestem fantastyczna dziewczyna, oraz to, ze on pamieta o moim zaproszeniu.
Fiu fiu fiu...ale sie porobilo! Mysle, ze chyba jednak lepiej wziasc sie w garsc i zaczac zyc pelna piersia, bo nigdy nie wiadomo, co los trzyma dla nas w petto.
***
"Człowiek samotny nie śmieje się tak łatwo."
[ Henrik Ibsen; Dzika kaczka ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz