Moja Sylwka i nasza ukochana jamniczka Sugar, która z żalu umarła, gdy odeszli nasi rodzice. Ona była tak przywiązana do mojego Taty, że jak go nie było kilka dni w domu (pojechał na przykład na zakupy do Polski) to była obrażona na cały świat, i jedynie tolerowała jedzenie od Mamy, i zabawy z Sylwką 

Pamiętam jak na rok przed śmiercią mojej Mamy, na święta Bożego Narodzenia zjechała się cała nasza rodzina (tak jakby to ktoś z góry zaplanował), i były to najpiękniejsze święta, które kiedykolwiek przeżyłam. Dom pełen ukochanych osób, od rana śnieg padał tak gęsto, że zasypane zostały całe auta. W pokoju pachniała prawdziwa choinka, w kominku buszował ogień, przygotowania do kolacji szły całą parą, ruch, śmiech, śpiewanie kolęd, a pomiędzy tym wszystkim mój Junior z kuzynem Patrickiem ozdobili świątecznie Sugar ogromną czerwoną kokardką pod szyją, i oglądali w telewizji bajki Disney'a, w tym ukochanego Pluto, wprowadzając w życie elementy z tejże bajki...W pewnym momencie, gdy wnosiłam do pokoju pólmiski z jedzeniem zauważyłam jak mój synuś stoi na krześle, przed krzesłem Patrick trzyma Sugar i krzyczy do Juniora, żeby w końcu skakał na konika...
W ostatniej chwili złapałam Juniora w powietrzu, bo z Sugar to chyba zostałby placek!
Po tych ekscesach posadziliśmy z chuliganami dziadka, aby ich pilnował oraz zadbał, aby nic się nie stało naszej kochanej Jamniczce

Za te chwile oddałabym wszystko, co mam...
P.S. Jamniczka została nazwana Sugar na cześć idolki mojej Sylwii - Marilyn Monroe - z jej słynnej roli w filmie "Pół żartem, pół serio" 

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz