środa, 17 stycznia 2018
z cyklu: wesołe wspomnienia
Dawno, dawno temu, w Polsce jeszcze, mój Tata zmajstrował taki piękny karmnik dla ptaszków, który był powieszony na scianie za oknem kuchennym. Przylatywalo rozmaite ptactwo, w tym i takie piękne gile. W zimie potrafilam godzinami razem z Tatą wpatrywać się na te ptaszki.
Ostatni raz widzialam je okolo 30 lat temu, gdy rodzice przeprowadzili się do Czarnolasu w Niemczech. Mój mąż (zapalony miłośnik ptactwa) odstawil wówczas taką manianę, że do dzisiaj ludzie mają ubaw. Widząc w lesie gile zastanawiał się jak tu by parę sztuk złapać. A że był z moim rodzicem na przechadzce, więc ten bez pardonu żartobliwie poradził mu, aby porozkładał nakrętki od słoików posmarowane miodem, wtedy na pewno jakiś się złapie.
Hmmm...na drugi dzień Omka (nazywana tak przez swoje wnuki moja Mama) zastanawiała sie, gdzie się podziały wszystkie nakrętki ze słoików, które stały w lodówce...
Tato tylko uśmiechał się tajemniczo, a dopiero po jakimś czasie zdradził jej, jak wkrecił zięciunia, który cały dzień spędził w lesie za domem, i ukryty za drzewami polowal na gile. Oczywiscie kiedy wrócił pod wieczor, to miał gile,
ale pod nosem, bo na dworze panował mróz siarczysty aż milo bylo! 😂😂😂
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz