czwartek, 11 listopada 2010
Łzy palą jak ogień tylko w samotności.
O takiej pogodzie jaka panuje za oknem mówi się, że nawet psa nie wypuszczono by na dwór. A ja siedzę i marzę. Marzę sobie, aby już przyszły piewsze śniegi, minusowe temperatury, śnieżyce, burze śniegowe, szron na oknach, szron na drzewach, w ogóle wszedzie niech już bedzie ten szron, byleby nie ta cholerna plucha, która powoduje, że mój poziom depresyjny znacznie się zawyża! Ale nic to Baśka - jak mawiał Mały Rycerzyk do swej ślicznej żonki - po nas choćby i potop, a my damy sobie rade nawet z podstępną deprechą, o! I dlatego puszczam sobie różne fajne kolędy, wypisuję już kartki świąteczne i uśmiecham się na samą myśl, że za miesiąc o tej samej porze będzie już sezon "The Last Christmas" z całym jego dobrodziejstwem (czytaj: przedświąteczną bieganiną:)
Niestety, jednak dzisiejsze święto Niepodległości i jutrzejsza 11 rocznica śmierci mojego taty przytłoczyla mnie co nieco i w efekcie powstał wiersz, który poniżej wklejam. Jak widać całkiem odbiega od Bożo-Narodzeniowej tematyki...
Listopadowa Noc
Historii cmentarz otworzyl bramy
Zaprasza wszelkie duchy z przeszłości
Listopadową Noc przecież mamy
Wiec ciągną tu już tłumy gości
Kolejna warstwa pożołkłych liści
Otula szczelnie groby nieznane
Wiatr je do tańca uroczo prosi
niczym Powstaniec swoją damę
W rytmie żałobnej Etiudy Fryderyka
Smutnie kołyszą się duchy i drzewa
Wiatr między nimi hulaszczo bryka
Puszczyk złowieszczo gdzieś śpiewa
I jeszcze tylko lokaj - Wspomnienie
Gościom gorycz w kielich dolewa
Duchy skazane są na zapomnienie
Jak na stracenie skazane są drzewa
Aldona Kołacz, Deventer 11-11-2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz