Jako ze jestem ostatnio kobieta zwariowanie pracujaca, nie mialam czasu aby celebrowac polskiej tradycji Tlustego Czwartku. To po primo. Po sekundo, to w tym barbarzynskim kraju nie kupilabym nawet czerstwego paczka, poniewaz takowych tutaj nie z n a j a . Co innego donnut! Ten zmutowany i znieksztalcony do ostatnich mozliwosci substytut rodzimego paczusia, owszem istnieje tutaj, jako przejaw amerykanskich nalecialosci, ktore coraz czesciej goszcza na stolach holenderskich.
Wiec jesli idzie o scislosc moglabym sie na upartego objesc oblesnymi donnutami, ale nie zrobilam tego, mimo sciekajacej mi slinki na widok rodzimych smakolykow, ktore ogladalam tylko na polskich kanalach. Postanowilam jednak zaczekac do soboty by upiec je sobie sama. W wiadomych tylko sobie zrodlach handlu, nabylam potrzebne mi do tego produkty i dzisiaj swoj zwariowany plan wprowadzilam w zycie. Dodam tylko, ze efekt mojej pracy nie poszedl na marne, a i chyba paczusie sa smakowite, bo Mlody jakby zaczal regularnie kursowac na linii kuchnia - pokoj :-)
To sie nazywa Tlusta Sobota!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz