Facebook przypomniał mi dzisiaj historyjkę, która wydarzyła się gdy mój syn Jowi James miał jakieś osiem lat? A oto ona. 




















Ninja 


Turtles istnieją! Wiem to na 100%, bo nasz Leo (pierwszy w życiu mega żółw Juniora) pierwszy raz dał dyla i wyskoczył z naszego balkonu na czwartym piętrze prosto na betonowy taras sąsiada, szczęśliwie nikogo nie zabijając przy tym, i jeszcze bardziej szczęśliwiej siebie też nie (tylko troszkę skorupa mu się potłukła, która po czasie się zrosła). Sąsiad pouczony wyskakującymi żółwiami z czwartego piętra rozbił sobie przezornie na tarasie duży namiot, który stał tam cały rok. Namiot ten przysłużył się do ucieczki naszej gadziny, gdy po raz drugi wydostał się z terrarium i dał nogę na balkon w kuchni, a z tego balkonu miał najpierw lądowanie na dachu namiotu, a później miękkim trawniku skąd miał około 50 metrów do płynącej rzeczki za naszym domem. Nasz Leoś mieszkał z nami ponad 2 lata, i oczywiście był własnością Juniora. Nie muszę chyba dodawać, że po tej desperackiej ucieczce Junior rozpaczał strasznie długooooo...dopóki mój exio "nie przywiózł" mu (czytaj "przeszmuglował") ze Słowacji osiem miniaturkowych turtlesików. Takiej radosci to chyba nikt nie widział. Dzięki Bogu były to wodne żółwie, i nigdzie już nie uciekały, tylko żyły w akwarium. Właściwie to z nimi też były raz przeboje, ale o tym opowiem w następnej historii.
























Następna historia.
Jowi uwielbiał swoich ośmiu towarzyszy w akwarium. Dbał o nie, zmieniał wodę, dawał smaczne rzeczy. Czasami wyciągał z wody i się z nimi bawił budując im różne tory przeszkód z klocków lego. Pewnego dnia zapytał mnie czy one rozumieją co on do nich mówi. W sumie to nie chciałam mu robić przykrości, i lekko naciągnęłam prawdę, twierdząc, że skoro w Wigilię wszystkie zwierzęta rozmawiają, to i chyba na pewno rozumieją ludzi. Jowi otworzył oczy ze zdumienia, i zaczął mnie wypytywać o szczegóły kiedy to w Wigilię te zwierzęta rozmawiają. Powiedziałam mu, że robią to o północy, gdy rodzi się Pan Jezus. Ja wiem, że robienie wody z mózgu dziecka ma swoje granice, ale lepsze jest takie naciągane kłamstwo, niż brutalna prawda. Dzieci mają prawo do życia w bajce jak najdłużej, bo kiedyś i tak ta bańka pryśnie, i będą musiały się mierzyć z rzeczywistością, która ich nie oszczędzi w życiu. Ale wracając do pytania mojego syna opowiedziałam mu tę bajeczkę o gadających zwierzakach, opowiedziałam dokładnie to, co sama w dzieciństwie słyszałam od moich rodziców i dziadków. Ileż to razy ja podsłuchiwałam czy nasze pieski w domu mówią o północy, a gdy byłam na wiosce u babci razem z kuzynostwem i moim bratem podkradaliśmy się do obory, by usłyszeć, o czym rozprawiają ze sobą krowy, koń czy świnki. A gdy pytaliśmy dorosłych dlaczego nie słyszeliśmy tych rozmów babcia nam wmawiała, że słyszą to tylko dzieci, które cały rok są grzeczne. To nas motywowało do tego, aby następnego roku usłyszeć mowę zwierząt. Mój syn zafascynowany taką ważna informacją obiecał, że też będzie grzeczny, bo chce usłyszeć swoje żółwie. A że święta były tuż tuż tym bardziej się starał. Pojechaliśmy do moich sióstr, by je razem spędzić. Oczywiście żółwie w miniaturowym mini akwarium zabraliśmy ze sobą. Jowi cieszył się, bo spotkał swojego siostrzeńca Patricka, któremu po niemiecku tłumaczył o tym, że jutro będą słyszeć o czym rozmawiają ninja turtle. Zaznaczył mu oczywiście fakt, że aby usłyszeć zwierzęta trzeba być bardzo grzecznym. Na drugi dzień była Wigilia. Chłopaki od rana przechodzili siebie samych. Żadnych kłótni, żadnych bójek, żadnych: "Patrick, das is meine auto!", "Jowi, lass ihn mit diesem Auto spielen!", " Mama, erzähl Patrick etwas, er nervt mich!", "Tante Edyta, Patrick zerbricht mein Lego-Schloss!" (i tak cały Boży dzień, gdy byliśmy u nich na wakacjach 

) Choinki nie rozebrali, bombek nie pobili, za to jak aniołki bawili się autkami, dzielili klockami, kompletna cisza i totalna współpraca! Tradycyjnie z pierwszą gwiazdką zasiedliśmy do stołu do kolacji, a po kolacji oczywiście były prezenty, które w jakiś cudowny sposób znalazły się pod choinką. Oczywiście nowe zabawki na chwilę uśpiły czujność Jowiego, który non stop szeptał mi do ucha: "Mamo, ile jeszcze trzeba czekać do północy? A ja mu odpowiadałam: jak te dwie wskazówki na kuchennym zegarze będą razem. "Mamo, ale gdybym zasnął to mnie obudzisz, dobrze?" Dobrze, dobrze - odpowiedziałam. Muszę dodać, że mini akwarium z żółwikami stało na parapecie centralnego okna, tak, by wszyscy je mogli dobrze widzieć i słyszeć
Kiedy minęła pierwsza euforia nowymi zabawkami, chłopcy poszli do pokoju Patricka, by pograć sobie w gierki. Zmęczenie i całodzienne oczekiwanie wzięło górę nad czuwaniem, bo koło 22.00 obydwoje zasnęli jak susły. Szwagier przygrywał nam kolędy na swojej bałałajce, choinka świeciła wesoło, a ja z siostrami zastanawiałyśmy się, co by tu zrobić z tymi turtlami, gdy rano okaże się, że nie obudziłam Jowiego. I nagle wpadłam na pomysł, gdy zobaczyłam jak moja siostra nagrywa takim mini nagrywaczem mojego grającego szwagra. Okazało się, że ten aparat miał możliwość przyspieszania głosów, które były śmieszne i dziecinne. Postanowiliśmy rozdzielić się rolami i prowadzić dialog miedzy sobą tak jakbyśmy byli tymi żółwiami. Kaseta była dwugodzinna, a z naszych dialogów można było boki zrywać. Rano, gdy Jowi z pretensją zapytał dlaczego go nie obudziłam pokazałam mu mini nagrywacz. Nie rozumiał o co mi chodzi, więc puściłam mu kasetkę w przyspieszonym tempie. O matko i córko! Takiej radości u dziecka nie często się widuje! 
Razem ze swoim kuzynem mieli dowód na to, że turtle rozmawiają we Wigilię. Tę kasetę mam do dzisiaj. Nawet mam też ten mini nagrywacz, który nadal jest sprawny. O tej historyjce często wspominamy przy wigilijnym stole, a mój syn jest mi bardzo wdzięczny, że miał tak wspaniałe dzieciństwo. Czasami kłamstwo jest potrzebne jeśli służy w dobrej sprawie. Ja żyłam w czasach, gdy szybko musiałam stać się "dorosła", dlatego tak często uciekałam do moich baśni i bajek, bo tam świat był całkiem inny. 






