Zawsze miałam piękne, grube kręcone kasztanowe włosy, jak urodziłam synka nie wiedzieć czemu rozprostowały mi się, i musiałam się wspomagać lekką trwałą, którą robiła mi zawsze zaprzyjaźniona domowa fryzjerka. Krótko przed urlopem zadzwoniłam do niej, ale okazało się, że ona też jest na urlopie. Mówię wtedy do siebie: aaa, zaczekam, pójdę w Polsce do mojej
ulubionej pani, która tez zawsze mnie strzygła, i robiła hennę. Jełop (czytaj: mój ówczesny mąż), który wtedy był jeszcze piękny i młody, widząc mój frasunek zaproponował, że zrobi mi sam ondulację, bo ponoć jego artystyczna dusza ćwiczyła takie rzeczy na 3 siostrach oraz jego matce. Durna ja ci, uwierzyłam i poddałam się jego zabiegom, które skończyły się tak, że do Polski wjechałam z chustką na głowie, zapłakana, a moje piękne włosy zostały na wałkach w Holandii, ponieważ Jełop stwierdził, że zamiast 30 minut potrzyma mi półtora godziny dla lepszego skrętu!! Moja znajoma fryzjerka w Polsce jak mnie zobaczyła to się też rozpłakała, bo wiedziała jakie włosy miałam. Mieszkałam dopiero 3 lata w Holandii, i trwałą robiłam sobie raz na pół roku, tak aby mieć lekko pofalowaną czuprynę. Ta znajoma fryzjerka, z tego co mi na łepetynie pozostało stworzyła mi piękną krótka fryzurkę. Kilka lat mi zajęło aby zapuścić włosy na nowo. Nigdy już nie były takie gęste jak przed tą nieszczęsną ondulacją...Nigdy też od tamtej pory trwałej już nie zrobiłam. Trauma na całe życie!


