wtorek, 18 października 2011

Dialog z robakiem...czyli krótka rozprawa między mła, robakiem a poręczą...



Wstyd, wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd mi!
Ale po kolei. Wychodzę ci ja z domu swego do pracy, jak każdy porządny obywatel tego szesnastomilionowego kraju mlekiem i miodem płynącego, i od razu rzuca się moim modrym oczętom widok załączonego na obrazku robala, który mozolnie gramoli się na poręcz balkonu, tuz przy moich drzwiach wejściowych.
- O nieee! Nie będą mi się tu żadne robale wtranżalać do domu mego. Sorry zielony, spadaj na drzewo! - powiedziałam zadowolona z siebie, gdy jednym pstryknięciem próbowałam pomóc zielonemu w nauce latania. Niestety, to zielone coś trzymało się swoimi mackami zapalczywie barierki, i za nic w świecie nie chciało się jej puścić. Postanowiłam jeszcze raz dać pstryczka 'obcemu', bo przerażała mnie myśl, że taki stworek może dostać się na moja wycieraczkę, a później najzwyczajniej w świecie dostać się do mojego mieszkania. Jak już kiedyś wspomniałam, mam awersje do wszelakiego zwierza, które ma więcej niż cztery nogi. Jak pomyślałam tak i zrobiłam. Kolejnym pstryknięciem próbowałam zachwiać równowagę zielonego, ale jak poprzednim razem bestia nie dawała za wygraną.
- Hej, stary, no mówię przecież, żebyś spadał! Głuchy czy co? - kolejne pstryknięcie nie przyniosło żadnego rezultatu. - Wnerwiasz mnie robalu! Ostatni raz mówię: arrivederci amigo, do swidania kamarad, żegnam Pana, spadaj koleżko, oki!?! - Moja złość osiągała już powoli apogeum.
- Sama spadaj głupia pipo! - usłyszałam cichutką ripostę robaka, skierowaną najwyraźniej do mnie. Nie zdziwiło mnie wcale to, że przemówił do mnie ludzkim głosem, ale że śmiał mnie nazwać 'głupią pipą'!
- Ejjjj, zielony popaprańcu, komu pipa temu pipa! Wypraszam sobie takie epitety pod swoim adresem! - odpowiedziałam nieźle rozsierdzona brutalnością małego stwora.
- To czego się mnie czepiasz? Przeszkadzam ci? Zrobiłem ci coś złego?
- No niby nic mi nie zrobiłeś, specjalnie mi nie przeszkadzasz, ale nie cierpię robactwa wokół swojego domostwa.
- Jak tak bardzo przeszkadza ci robactwo, to pozamiataj najpierw te pajęczyny, które zwisają nad twoimi drzwiami. - Robak nie dawał za wygraną. Trochę miał w tym racji, ale nie będę żadnemu robalowi dawać satysfakcji z tego, że boję się nawet omiotnąć pajęczyny z obawy, że coś mi zleci na łeb, i pracę tę zlecam bardzo uprzejmemu sąsiadowi mieszkającemu tuż obok.
- Słuchaj no ty zielony przemądrzałku, nie będę z tobą dyskutować o moich pajęczynach, ale po co się pchasz tu na siódme piętro? Nie lepiej pofruwać gdzieś na pobliskie drzewka, zobacz ile ich tu mamy! - pokazałam mu palcem widok na lasy, które rozciągają się tuż za naszym blokiem.
- Dość mam już latania od jednego drzewa do drugiego. Od jednej gałązki do drugiej. - Zaoponował ze smutkiem w głosie. - Jestem ambitnym robakiem, i chcę poznać świat z innej perspektywy. Wybrałem wspinaczkę. - dodał.
- I co, tą perspektywą ma być 11-sto piętrowy blok? - zapytałam lekko zdziwiona.
- Tak. Dokładnie tak. Chcę się wspiąć na ten wielki dom. To moje marzenie.
- A co potem? Dlaczego po prostu sobie na to jedenaste pięterko nie podfruniesz? zapytałam szczerze zdziwiona. - Poza tym, są na tym świecie wyższe budynki, z których są naprawdę piękniejsze widoki, uwierz mi. - Byłam ciekawa, co mi na to odpowie.
- Jak ty nic nie rozumiesz kobieto! - zirytował się lekko. - Nie sztuką jest iść zawsze na łatwiznę, używać półśrodków, układów, krętych ścieżek, szachrajskich zagrywek i tym podobne. Sztuką jest wyrzec się czegoś, do czego jest się przyzwyczajony, co jest dla nas oczywistością jak na przykład u mnie latanie, ale też spróbować spełniać swoje marzenia w inny irracjonalny sposób, kumasz?
- Nie, nie za bardzo, ale może dlatego, ze nie zdążyłam wypić dzisiaj porządnej kawy. Wiesz, spieszę się otworzyć mój sklepik.
- No i po co ten pośpiech? - zapytał. - Mogłaś wstać pół godziny wcześniej i ją sobie zrobić, zamiast wiercić się w wyrku z boku na bok. A wracając do poprzedniego tematu, to powinnaś zainwestować w dobry rower i jeździć nim do pracy, wtedy zrozumiałabyś o czym mówię. - dodał merytorycznym tonem.
-O ja cię, wydaje mi się, że nasza dyskusja zaczęła się od momentu, kiedy to chciałam cię strącić z tej poręczy, a ty mi tu napieprzasz o rowerze! - rzuciłam wściekle, bo tak naprawdę nie znoszę rowerów. - Poza tym kocham swój sklepik, to było właśnie moje marzenie, aby go otworzyć. - dowaliłam mu.
- No właśnie, dobrze, że do tego powróciłaś. Wyobraź sobie analogiczną sytuację: codziennie, mozolnie wykonujesz jakąś prace, nabierasz doświadczenia, dzień po dniu wdrapujesz się wyżej i wyżej, wreszcie wspinasz się na najwyższy szczebel, bo chcesz realizować swoje marzenia, aż tu nagle spotykasz na swojej drodze kogoś, kto jednym kopniakiem w odwłok sprowadza cie do parteru. Jak się wtedy czujesz? - zapytał szyderczym tonem.
I wtedy mnie olśniło. Przypomniałam sobie moją poprzednią pracę, kiedy to pokonując barierę językową, stałam się z przysłowiowej sprzątaczki - główna księgową potężnej i prężnej korporacji. Praca, którą wykonywałam nie była pracą o której zawsze marzyłam, ale w dobie kryzysu musiałam się przebranżować i jakoś ją polubić. I gdy już zżyłam się z moją nową funkcją, pewnego, pięknego dnia, pojawiła się pewna głupia pipa, która celnym kopem w mój zadek, strąciła mnie ze stołka, z którego miałam mieć piękne widoki na przyszłość. Tym samym pozbawiła mnie spełnienia moich ówczesnych marzeń związanych z firmą. Na swoje szczęście jestem jak kot, który jak spada, to na cztery łapy, otrząsa się, liże rany i idzie dalej. Dzięki temu upadkowi mam dzisiaj swój własny sklep, szalone życie, oraz o jedno doświadczenie więcej, które sprawiło, że mam twardszy odwłok. A przede wszystkim spełniłam swoje prawdziwe marzenie. Spojrzałam tajemniczo na zielonego robaka, który wpatrywał się we mnie tymi swoimi wypustkami na głowie, i kiedy się tego najmniej spodziewał szturchnęłam go kluczem, a gdy spadał na dół krzyknęłam za barierkę:
- Spełniaj swoje prawdziwe marzenia robaczku!
- Jaaak mogłaaaś! To nie fairrrrr! - usłyszałam cichy krzyk z okolicy czwartego piętra.
- Fair, fair. Jeszcze mi kiedyś za to podziękujesz! - odkrzyknęłam z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
- Ale będę musiał wszystko zaczynać od nowa! - dobiegło mnie jego rozpaczliwe łkanie.
- I oto właśnie chodzi! Masz skrzydła, więc wspinaj się i polegaj na nich, bo zostały do tego stworzone! Czasami porządny kopniak od życia mobilizuje nas nie tylko do spełnienia swoich marzeń, ale pomaga również je natychmiast realizować. Jednym zdaniem: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! I tego się trzymajmy! Tak kurczowo, jak ty trzymałeś się tej poręczy.
Bon voyage!

-